Z wielkim projektantem miałem przyjemność rozmawiać podczas ubiegłorocznego Tygodnia Mody w Nowym Jorku. W przerwie pomiędzy pokazami Diane Von Furstenberg a Caroliny Herrery spotkałem się z Valentino Garavani, by zadać mu kilka pytań.
Manager projektanta nie odstępował nas ani na krok. Czas na rozmowę to pięć minut. "Nie wiele jak na legendę" - pomyślałem sobie. Postanowiłem zatem od razu przejść do konkretów:
E.B.: Jest Pan od dawna w modzie. Suknie od Valentino zakładały światowej sławy gwiazdy od Madonny aż po Emmę Watson. Z kim współpracowało się najlepiej?
Valentino: Inspiruje mnie kobiece ciało, uroda, charyzma, osobowość... Mógłbym wymieniać bardzo długo. Staram się spełniać marzenia swoich muz. Każdą z nich traktuję wyjątkowo. Czy dziewczęcą Emmę czy seksowną Kim Kardashian. Nie będę jednak ukrywać, że od lat zachwycam się osobowością Anne Hathaway. Jest fenomenalna. To właśnie o takiej kobiecie myślę, kiedy tworzę szkice swoich kolekcji.
E.B.: Czy ma Pan satysfakcję z tego, że ubiera gwiazdy na galę Oscarową?
Valentino: Częściowo tak. Z drugiej strony to raczej sprawy biznesowe. Gwiazdy są najlepszym i jednym z najbardziej efektywnych narzędzi promocyjnych. To właśnie za przyczyną moich muz - wspomniana Anne Hathaway czy Gwyneth Paltrow moje kreacje stają się popularne. Istnieje bardzo dokładny przelicznik, który określa w jaki sposób założenie sukni od Valentino na galę Oscarową zwiększa obroty w butiku.
E.B. Pracuje Pan w modzie od 50 lat. Co Pana najbardziej zaskoczyło w ostatnim czasie?
Valentino: Zmiany, zmiany, zmiany... Obecnie moda zmienia się z prędkością światła. Projektanci ledwie nadążają projektować. Co sezon nowe trendy... Ja z kolei staram się być wierny swojej kobiecie glamour. Jej styl jest ponadczasowy.
Rozmawiał Eustachy Bielecki