Zanim została samodzielną gwiazdą, Sheryl Crow towarzyszyła na scenie Michelowi Jacksonowi jako głos akompaniujący. Choć była pod wrażeniem jego charyzmy, teraz, w związku z ujawnieniem skali krzywd, jakich dopuścił się Jacko, piosenkarka czuje złość. I nie tylko Micheal Jackson jest jej obiektem.
Crow twierdzi, że nie widziała "Leaving Netherland" i że nie zamierza tego oglądać. Z własnych obserwacji wie już bardzo dużo.
Byłam świadkiem zdarzeń, o których sądziłam, że są naprawdę dziwne i miałam na ich temat wiele pytań - przyznaje po latach.
Dlaczego więc tych pytań w porę nie zadała?
Crow wyjaśnia, że Jackson był taktowany w szczególny sposób:
Był niemalże nietykalny, jakby pochodził z innej planety - wspomina.
W dodatku Jacko był częścią znacznie większej machiny:
Moim zdaniem powstała naprawdę duża sieć ludzi, za sprawą których to wszystko mogło trwać latami. I to jest tragiczne - twierdzi Crow.
Przyznaje, że największe wrażenie zrobiły na niej przerażające zeznania Jamesa Safechucka, z którym zżyła się podczas tournee.
Był wspaniałym dzieciakiem, cale przez cały czas, jaki spędził z nami - a była to ponad połowa z 18-miesięcznej trasy koncertowej - zastanawiałam się: "Co takiego robią teraz jego rodzice?".
Teraz jestem smutna i zła na wielu ludzi - podsumowuje.
Chociaż to przecież Michael Jackson był sprawcą wykorzystywania... Wydaje się, że Sheryl pozostaje pod jego czarem. Jak wielu fanów.