Magda Gessler: Śpię trzy godziny i jestem szczęśliwa

Magda Gessler: Śpię trzy godziny i jestem szczęśliwa

Magdy Gessler nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Kobieta sukcesu, która w wyniku szcześliwego zbiegu okoliczności, jednego dnia obudziła się bogata, a drugiego – sławna. Ikona stylu. Restauratorka, celebrytka, matka.

Reklama

Femme fatale polskiej kuchni. Kulinarny generał. Zawsze w gotowości bojowej. Codziennie odbywa kuchenne rewolucje.

Eustachy Bielecki: Zarządza Pani kilkonastoma restauracjami, prowadzi swój program, pisze felietony. Czy ma Pani w ogóle czas wolny?

Magda GesslerTak, nocą

Ile czasu Pani śpi?

Trzy godziny

I nie jest Pani zmęczona? Jak wygląda typowy dzień pracy Magdy Gessler?

Nie ma typowego dnia. Żaden dzień nie jest podobny do drugiego. Oczywiście poza dniami, które należą do Kuchennych Rewolucji – to są cztery dni w tygodniu.

O której godzinie Pani wstaje, czy celebruje posiłki?

Kładę się o godzinie 6 nad ranem, a wstaję o godzinie 9. Celebruję śniadanie. Na nic więcej nie mam czasu.

Po czym można rozpoznać dobrą restaurację? 

Po tym, że jest tłum ludzi, fajna energia. Wszystko jest miłe i składne. Jest luz, nie ma nadętych min, jest gwar. Zewsząd pachnie jedzeniem, ale ten zapach nie jest nachalny. To jest dobra restauracja.

Oglądamy teraz kolejny sezon Kuchennych Rewolucji. Czy są takie restauracje, którym nie da się pomóc?

Tak, oczywiście. To jest trochę tak jak z pacjentem, który przyjdzie za późno do lekarza. Właścicele powinni chcieć zmienić swoje lokale. Niestety oni często myślą, że nasz program to wyłącznie marketing i tani PR. A tak nie jest. Trzeba się trochę postarać.

Kiedy odbyła się kuchenna rewolucja w Pani życiu?

Ja odbywam je codziennie. Codziennie w moich restauracjach są kuchenne rewolucje, bo każdego dnia trzeba coś zmieniać i polepszać. Praca restauratora jest o tyle trudna, że codziennie zaczynasz wszystko od nowa. To jest kapitał, który budujesz bez przerwy – trochę jak Syzyf z kulą, który podchodzi do góry. W każdej chwili jest to stan gotowości bojowej. Nie ma spocznij w restauracji.

Jest Pani kobietą spełnioną zawodowo, dziennikarką, celebrytką... Jaka jest tajemnica Pani sukcesu?

Moja radość życia, moje umiłowanie dla ludzi, dla piękna, dla dobrej atmosfery, dla światła, dla koloru, dla ucztowania, dla biesiadowania. Zawsze pamiętam, że życie oprócz tego, że jest ciężką pracą, jest także piękną zabawą.

A co radziłaby Pani naszym czytelniczkom, które mają pomysł na siebie, ale nie wiedzą jak go zrealizować?

Przede wszystkim trzeba się zastanowić jakie mamy marzenia. Ponadto należy mieć wiarę w siebie, wiarę w to, że marzenia mogą się sprawdzić, bo moje - odpukać - już się spełniły. Byłam osobą, która nie posiadała wielkich dóbr materialnych. Był to tylko jakiś talent malarski, ogólna erudycja, studia w Madrycie, wystawy. Okazało się, że we mnie jest dużo potencjału artystycznego i kreatywności, która pomaga mi na co dzień w restauracjach. Myślę, że ludzie, którzy są zbytnimi realistami nic nie osiągają. Z kolei osoby, które jakoś fruwają w tych swoich marzeniach, to właśnie oni są zdolni przekroczyć tysiące kilometrów w swoich snach i zdobyć swoje marzenie. Kibicuję Wam wszystkim, dziewczyny.

Wiele kobiet uważa Pani nie tylko dobry kucharzem i restauratorem, ale także ikoną stylu. Czy czuje się Pani trendsetterką? Jakie ubrania na co dzień nosi Magda Gessler?

Ubrania, w których czuję się dobrze. Jeśli wysokie obcasy są niekomfortowe, to je nigdy w życiu nie założę. Kobieta źle chodząca na szpilkach jest śmieszna. Jestem kobietą pełną i nie dlatego, że dużo jem, tylko taką przyjęłam politykę wobec gospodarki hormonalnej ciała. Nie jestem za odmładzaniem się na siłę. Uważam, że najważniejszą rzeczą jest młody mózg.

Czy zmieniło się Pani życie odkąd stała się Pani gwiazdą telewizji?

Tak, jest coraz bardziej zakonne. Weszłam do klasztoru „Kuchennych Rewolucji”. Wymaga to ode mnie ogromnej dyscypliny i wyrzeczeń. Moje życie towarzyskie zanikło, ponieważ nie mam absolutnie na nie czasu. Kiedy kończą się nagrania, zbieram siły, aby odwiedzić swoje restauracje, zająć się moimi interesami i rodziną. Skupiam się na ludziach najbliższych i na rzeczach najważniejszych. Jest to trudny okres, ale z drugiej strony dający wiele satysfakcji. Jestem szczęśliwa.

Mieszkała Pani od urodzenia za granicą. Dlaczego wybrała Pani właśnie Polskę na miejsce stałego zamieszkania?

Zostałam wdową i z dosyć dużym kapitałem przyjechałam do Polski. Wszystko co miałam, włożyłam w restauracje braci Gesslerów. Oni byli ludźmi z dobrej rodziny, ale nie pachnęli groszem. Razem z nimi stworzyliśmy restaurację. Później z moim drugim mężem Piotrem Gesslerem otworzyliśmy „Fukiera”.

Czy zdrowe i dobre odżywianie może iść w parze?

Oczywiście, że tak. Trzeba jeść rzeczy osobno. Nie nadużywać chleba. Słodycze -  raz w tygodniu, jako wielkie święto. Pamiętać także o umiarze – dzielić talerz na cztery. Warto unikać produktów globalistycznych. Radziłabym budować swoją dietę raczej na warzywach polskich, bułgarskich, meksykańskich czy hiszpańskich.

Czy jada Pani fast-foody?

Raczej nie, jednak one zwyciężają dzięki swojej przewidywalności smaku i cenie. W  Polsce powstaje nowa koncepcja lokali slow-food (sałaty, zdrowe kanapki – od autora). To właśnie nim kibicuję. Z kolei lokale szybkiego jedzenia... ja bym je zamknęła.

Jakie smaki wyniosła Pani ze swojego domu rodzinnego?

Najlepsze. Moja babcia jest Włoszką, druga – Rosjanką, więc są to smaki całej Europy.

Jakie jest Pani ulubione danie?

Pieczone w piecu ziemniaki z pomidorami i kroplą oliwy z oliwek. Do tego gałązka rozmarynu, jeden ząbek czosnku i główka cebuli. Po czym jest to pieczone cztery godziny, a pod koniec zalewane sokiem z dwóch cytryn. Brzmi dziwnie, a smakuje genialnie.

Rozmawiał Eustachy Bielecki

Reklama
Reklama