Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
tulip 2011-01-18 o godz. 00:08
1

Och, Kometko....Troszkę kłopotów mialam, a oprócz tego - barrrrrdzo absorbującego Jaśka :)

Odpowiedz
Gość 2011-02-01 o godz. 12:29
0

Mineło prawie 6 miesięcy a mnie nadal jest trudno...bardzo trudno...najbardziej mi wstyd, że brak mi cierpliwości, że potrafię krzyknąć na nią...że wychodzę z Siebie, siadam wtedy i zaczynam płakać jak małe dziecko...takie bezbronne...
Najgorzej kiedy przychodzi @ wtedy hormony szaleją i nie potrafie sobie poradzić...
Męża nie ma...bo pracuje i buduje dla Nas dom...w domu jest tylko gościem...a jak jest to tak zmęczony, że nie ma siły ani na zabawę z córką, która zazwyczaj już śpi a tym bardziej na rozmowę z żoną...
Boje się jak ja sobie poradzę dalej...niby się przeprowadzamy lada dzień do domku...naszego...ale czy będziemy umieli razem żyć...
Boje się o zdrówko córeczki...jest dla mnie całym światem, moim życiem...najbardziej boje się śmierci...jej, mojej , męża...wszystkich mi bliskich....
Ech....ciężko mi

Odpowiedz
anna5 2011-01-25 o godz. 14:01
0

tulip masz racje rola matki nigdy sie nie konczy,co to tego to tez mnie bardzo boli bo tak to przed porodem to wszyscy mi mowili ja ci pomoge a teraz szkoda gadac nawet nikt mnie nie odwiedzi niezapyta w czym mi pomoc a jak mowie mojemu mezowi ze juz mnie to wszystko wkurza ze tylko charuje w tym domu i niemam zadnej pomocy przy dziecku to mi mowi zebym zaniosta dziecko do zlobka to jest wlasnie jego pomoc niemam slow normalnie co do tego tematu jak tylko o tym pomysle to az mi sie wszystko podnosi z nerw no ale konczy te nudy moje bo sie troszke rozrzalilam nad soba za bardzo chyba przepraszam no ale jestescie jedynymi osobami chyba ktorym moge to powiedziec

Odpowiedz
anna5 2011-01-25 o godz. 13:49
0

dziewczyny przeczytalam to co napislayscie i normalonie jak bym widzials sama siebie .Naj trudniejsze dla mnie byl sam poczatek po porodzie no normalnie niewiedzialm jak sie mam odnales w tej nowej roli a pozniej moje obawy ktore trzymaja mnie do dzis ze czy bog mi ja da wychowac do konca czy oby nic mi sie niestanie a juz normalnie dostaje swira jak slysze o kolejnym jakis wypadku dziecka cholernie sie o nia martwie.Co do wstawania w nocy i bardzo rano do malej to juz chyba sie przyzwyczailam chociasz mi jest nieraz bardzo cieszko ale trzeba jakos sobie dawac rade co nie?Maciezynstwo to jest naprawde strasznie cieszka i stresujaca rola ale i bardzo piekna. Powiem wam szczeze ze tak nieraz sie martwie o ta moja mala ze niepotrafie sie cieszyc tym maciezynstwem a tak niepowinno .

Odpowiedz
Gość 2011-01-17 o godz. 22:37
0

Tulipku gdzie bylas jak Cie nie bylo????????

Odpowiedz
Reklama
tulip 2011-01-17 o godz. 13:48
0

Dla mnie najtrudniejsze jest to, że praca mamy nigdy się nie kończy, nie ma przerw, urlopów. Zero odpoczynku, taryfy ulgowej.
NIe ma czasu dla siebie. W OGÓLE. NIe ma szans na chociaż odrobiną samotności.

Odpowiedz
Gość 2010-11-16 o godz. 06:17
0

a ja najpierw balam sie ze sobie nie poradze sama w domu, ze nie bede potrafila sie zorganizowac, ze dziecko przy mnie bedzie plakac a ja nie bede mogla mu pomoc,... teraz mam nowe obawy...czy uda mi sie syna wychowac na dobrego, wartosciowego czlowieka... czy bede mogla mu dac tyle milosci ile bedzie potrzebowac, ze bede musiala wrocic do pracy a on bedzie taki jeszcze malutki i strace cos cennego i ktos inny bedzie go wychowywac bo bedzie z nim spedzac wiecej czasu niz ja...

Odpowiedz
Gość 2010-11-14 o godz. 11:07
0

Ja się boję, że Franuś może odziedziczyć po mnie złapanie nowotworu. Choć z obserwacji rodzinnych wynika, że może to być mój wnuk
O to, że z w/w powodu mogę prędzej czy później umrzeć i nie będę świadkiem jego wzrostu i rozwoju.
Ale najbardziej boję się tego, że mogę nie mieć dla niego czasu na rozmowy jak będzie już dużym facetem. Że będę tylko pytać, jak było w szkole i po temacie. Boję się, że się zamkniemy w sobie i nie będzie mi opowiadał o swoich dziewczynach i mówił "kocham cię mamo" :(

Odpowiedz
buniuta 2010-11-09 o godz. 00:36
0

hmmm ...
powiedziałyscie otwarcie o wielu moich skrywanych głeboko strachach i po kolei:
- panicznie boję się o zdrowie małego
- boję sie śmierci - jego lub/i swojej
- boję się, że nie starcza mi cierpliwości i czasem mam dość - co powoduje, że nie daje mu tego co dać powinnam
- trudny jest dla mnie fakt - że coś sie skończyło i od 09 - 2005 zaczęło sie coś zupełnie nowego niekoniecznie zawsze fajnego (choć najczęściej fajnego)
- trudne jest dla mnie myśl, że Mati kiedys przestanie mnie potrzebować... i moje ramiona nie będa dla niego znaczyć tak dużo jak teraz
- boję sie, że nie dam rady byc porządna mamą - taką, która pokaże świat w sposób, który małe oczka będą chciały oglądać
- boję się...... i chyba muszę nauczyć się z tym żyć!

Odpowiedz
! Agulka ! 2010-10-30 o godz. 11:26
0

Przede wszytkim obawa czy ze zdrowkiem Wikusi wszystko ok, na drugim miejscu boje sie swojej zmierci i tego ze Malenka bedzie beze mnie czy meza sie wychowywala a w nastepnej kolejnosci strach przed tym czy bede w stanie dac jej to wszytko czego bedzie ode mnie oczekiwala.... czy bede wystarczajaco dobra matka dla niej i czy wychowamy ja na dobrych ludzi!

Odpowiedz
Reklama
laureline 2010-10-28 o godz. 03:36
0

Joannao jakby to powiedzieć..... nie raczej nie mija :D chyba sie do niego przyzwyczajamy. Pozniej jak dziecko jest starsze fakt ze nocki sa mniej burzliwe ;) i to jest ten wielki PLUS lol ale cala reszta energia naszych dzieci... dni wypelnione sprzataniem, szorowaniem dywanu z wduszonych ciastek z czekolada, na zabojczych zabawach w ganianego, na kolejnych niespodziankach jakie robia maluchy typu kapiel zawartosci szafy w muszli klozetowej i wiele by tu wymieniac... ale damy rade, przeciez nie caly metr wzrostu nie moze nas pokonac prawda? ;)

Odpowiedz
joannao 2010-10-28 o godz. 03:14
0

Mnie męczy fakt, że cała odpowiedzialność za istotkę spoczywa na mnie. Mąż jest oczywiście super i chętnie się małą opiekuje, ale gdy jest zmęczony pracą to się wykręca i zarzuca mi, że chciałabym, żeby pracował na dwa etaty. A ja, po takiej nocy jak dziś nie mam siły ruszyć się z łóżka a nie ma mnie kto wyręczyć :( i w takich chwilach jestem bezsilna, przerażona i chętnie wyłączyłabym tą elektryczną nianię zeby nie słyszeć płaczu i nie musieć wstawać ;) oh, kiedy to były te czasy kiedy mozna było się wyspać, być blisko z mężem (chodzi mi o emocjonalną i duchową bliskość)...... a teraz każde z nas jest zmęczone i burczymy na siebie. I właśnie boje się tego, że teraz tak się od siebie oddalimy, że ....:(
Ale powiedzcie, bardziej doświadczone mamuśki, że kiedyś to zmęczenie mija?

Odpowiedz
fjona 2010-10-15 o godz. 02:04
0

dla mnie najtrudniejsze jest to, że ciągle coś jest nie tak z moim krasnalem: non stop ma odparzoną pupe, ma skaze po moim mleku, ciemieniuche, teraz ma chyba katar. czuję się tak potwornie winna i mam wrażenie, że jestem złą matką. beznadziejne uczucie.

Odpowiedz
asia_asica 2010-09-09 o godz. 00:50
0

Moje dziecko zaczęło ostatnio wymuszać na mnie wszystko płaczem. Ma już 4 lata a zachowuje się jak niemowle. Najgorsze jest wychodzenie rano do przedszkola. Nie chce się ubierać, ucieka mi i mimo, że tłumaczę, że mamy niewiele czasu, musimy juz wyjść itd Oliwia nadal robi swoje. Czasem mam tak serdecznie tego wszystkiego dość, że mam ochotę uciec jak najdalej stąd.

Odpowiedz
Gość 2010-09-08 o godz. 07:10
0

Nie boje się śmierci mojej i tego jaki będzie ona miała wpływ na Kaję. Natomiast najtrudniej mi jest ostatnio rozmawiać z nią i mówić że to co robi robi źle. Trudno mi też zachowac cierpliwość kolejny jej sprzeciw doprowadza mnie do takiej wściekłości że już wiem jak można maltretować dzieci (oczywiście nie tak by na śmierć pobić dziecko). Jak była malutka wszystko było łatwiejsze...
Kaja czuje się najmądrzejsza/najpiękniejsza/najcudowniejsza na świecie i nijak nie da jej się przekonać że tak nie jest. Zachowuje się jak przemądrzała gówniara i mam juz jej nieraz po dziurki w nosie. A że ostatnio musimy wybrać sukienkę do komunii to moje nerwy są w strzępach. Ja mówie nie nie kupimy takiej sukienki bo 1) jest za droga 2) tacie nie będzie się podowała 3) komunia to nie festyn. i co słysze w zamian Ja chcę ta i tyle nie ma mowy o innej ta ta ta i tylko ta inna wyrzuce do kosza. Wtedy jest mi wstyd bo stoje przy opcych ludziach a dziecko zachowuje się potwornie. Najtrudniej jest mi pogodzić się z tym że największy okres buntu jeszcze przed nami

Odpowiedz
ewa78 2010-09-08 o godz. 04:04
0

Tak jak poprzedniczki. Boję się, że może mnie za wcześnie zabraknąć. NIe wyobrażam sobie moich dzieci jak to zniosą, są tak do mnie przywiązane.
Boję się chorób. Boje się ich cierpienia.
Modlę się aby wszystko było dobrze.

Odpowiedz
Gość 2010-09-07 o godz. 08:08
0

Ja często myślę o tym a raczej obawiam się tego ,że kiedyś moja córka może na coś zachorować...chyba nie potrafiłabym sobie z tym poradzic...myślę jak to będzie za kilka lat...czy będziemy w stanie zapewnić jej wszystko....

Brakuje mi jeszcze cierpliwości...płacz mojego dziecka powoduje u mnie dokładnie to samo...lęk czy nic jej nie zrobię...

Ale z każdym dniem jest coraz lepiej...

Odpowiedz
Alla 2010-09-07 o godz. 04:58
0

Wyciągam, bo wreszcie mam coś do powiedzenia na ten temat. Wcześniej nie powiem bywało ciężko, ale do wszystkiego można było sie przyzwyczaić. Teraz przeraża mnie wizja krzywdy, że coś się może Tosi stać, że nie jestem w stanie jej ochronić przed wszystkim.
A jednocześnie obawiam się bycia nadopiekuńczą mamą. Wiem, że na tym etapie to dziecko potrzebuje bliskości Mamy i jej miłości. Ale wychowanie każdego dziecka, to jeden wielki eksperyment, którego wynik zobaczymy za jakieś 20 lat. Mam świadomość ile rzeczy wpływa na kształtowanie człowieka i ciągle myślę, co jaki skutek wywrze. Czy Tosia będzie samodzielna? Czy to, że ostatnio przyzwyczaiła się do spania z nami, to dobrze? Czy to jej doda poczucia bezpieczeństwa, czy raczej będzie boi-dudkiem?;) Gdzie jest granica potrzeb i wymuszania? Kiedy można ulec dziecku, a kiedy się nie powinno?

Wcześniej o tym jakoś nie myślałam ;)

Odpowiedz
laureline 2010-04-25 o godz. 13:11
0

u mnie lek przed smiercia - przed moja smiercia co przechodzi w fobie, tzn boje sie ze nie bede jej widziec, ze nie bede mogla jej przytulic, pocalowac i pocieszyc gdy sie przewroci, ze nie bedzie sie miala komu zwierzyc z pierwszej milosci,
nie bedzie mnie gdy moj skarb bedzie mial wlasnego skarbika
chce tego wszystkiego dozyc i nieczego innego juz nie pragne, chce byc przy niej zawsze i czuwac nad nia tak jak do tej pory, walczyc o nia jak lwica...
i nadal nie potrafie zrozumiec czemu zycie nie trwa wiecznie????????

Odpowiedz
Gość 2010-04-25 o godz. 13:02
0

Najtrudniejsze dla mnie jest świadomość tego, że coś może mu się stać.. że ktoś może go skrzywdzić, że możemy mieć wypadek samochodowy, że spadnie na niego coś ciężkiego co niosę, że ciężko zachoruje, że nie będę z nim miała tak dobrego kontaktu jak bym chciała

szczerze powiedziawszy mam małą - jeszcze kontrolowalną - obsesję na jego punkcie w każdej sytuacji na pierwszy rzut oka dostrzegam potencjalne zagrożenia. Mój mąż co prawda się z tego nie śmieje, ale woli jak mu o swoich "obserwacjach" nie mówię.. sam jest wrażliwy i też od razu serce mu się kraje.

poza tym jak tylko czytam/oglądam cokolwiek na temat śmierci dziecka, to po prostu rozklejam się i nie mogę przestać płakać

to jest trudne.

Odpowiedz
Gość 2010-04-17 o godz. 05:53
0

Dla mnie jest najtrudniejsze bycie nieograniczenie cierpliwą.....jetsem z natury choleryczką i czyję się czasem jak słoń w składzie porcelany przy małej...
Z innego worka - łezka mi sie kręci jak patrze na moją babcię która ma 92 lata i pomyslę że bedą takie zdarzenia w życiu Matyldki których jej prababcia a moja babcia juz niedoczeka..to niesprawiedliwe...

Matwię się o jej zdrowie...

A męczy mnie jeszcze koniecznośc bycia "na zawołanie" - sama wybrałam, że nie będę jej wychowywać na zimno i z dystansem ale czasem myślę, że takie mamy mają dużo wygodniej - zawsze jednak dochodze do wniosku, że mała nie jest "dla mnie" tylko "dla siebie samej"

O intymności i wyjścaich w dwójkę nawet jeszcze nie marzę. Mam młodych rodziców i bardzo pomagają ale nie bardzo jak jest liczyć na "podrzucanie".

Odpowiedz
e-milka 2010-04-09 o godz. 04:00
0

A mi przeszkadza nadopiekunczosc i obawa ze stanie sie malej cos zlego. Na poczatku to nawet nie chcialam pozwolic wozic jej samochodem! Teraz juz jest lepiej, ale i tak siedze z nia na tylnym siedzeniu cala w nerwach. Nawet zgodzilam sie na wyjazd nad morze.:)
I placz, ktorego nie potrafie zlikwidowac. Zawsze gdy dlugo placze, najchetniej zawiozlabym ja na ostry dyzur.
Jednak licze, ze ta moja paranoja minie, gdy dzidzia urosnie ( stanie sie mniej krucha istotka )...

http://lilypie.com

Odpowiedz
asia_asica 2010-04-04 o godz. 12:11
0

Najgorsze dla mnie jest to, że bardzo się obwiniam o wszystko - nawet o drobiazgi typu niegrzeczne zachowania dziecka - jest już duże więc wmawiam sobie, że źle ją wychowałam.
Boję się bardzo co będzie gdy Oliwia zacznie dorastać i przechodzić okres buntu.

Odpowiedz
pucek 2010-04-04 o godz. 08:46
0

Mika_ napisał(a):Sama obawiam się o przyszłość a dokłądniej o jej złe strony - przemoc, znieczulica, rosnaca przestępczość- jest tyle złych rzeczy na świecie, trudno będzie uchronić dziecko przed nimi a jednocześnie zachować umiar i uchronić się prze nadopiekuńczością i nie wzbudzic w dziecku lęku przed światem.
Jako mama od dwóch miesięcy też jestem pełna takich obaw i innych wspomnianych wcześniej, ale teraz tak naprawdę martwią mnie biezące "kryzysy" - kolka u maluszka, wątpliwości związane z karmieniem no i to, kiedy MakSynek płacze, a ja nie zawsze wiem, o co mu chodzi, co utrudnia właściwe uspokojenie. Ech...

Odpowiedz
Gość 2010-04-04 o godz. 06:12
0

Wyciągam - jest wiele nowych mam !

Sama obawiam się o przyszłość a dokłądniej o jej złe strony - przemoc, znieczulica, rosnaca przestępczość- jest tyle złych rzeczy na świecie, trudno będzie uchronić dziecko przed nimi a jednocześnie zachować umiar i uchronić się prze nadopiekuńczością i nie wzbudzic w dziecku lęku przed światem.

Odpowiedz
becja 2010-01-14 o godz. 07:27
0

Najtrudniejsze są ostatnie dni - powrót do pracy i ogromna tęsknota za tym łobuziarskim uśmiechem, najmilszym na świecie głosikiem (czasem nawet coś na kształt "maaamaaa") i takim cudownym zaspanym spojrzeniem Jagódki zaraz gdy się obudzi...

ach, chyba znów mnie dopadło :( :( :(

Odpowiedz
Kasiucha 2010-01-13 o godz. 06:46
0

W tej chwili najbardziej dokucza mi brak cierpliwości w stosunku do starszego synka. Zwalam to wszystko na karb burzy hormonów. Mam nadzieję że niedługo mi przejdzie

Odpowiedz
Gość 2010-01-13 o godz. 04:32
0

Najgorsze sa momenty, kiedy mi się już nie chce wymyślać zabaw a mam ochotę odpocząć a maluszek nie daje za wygraną. Jest bardzo grzeczny ale tylko wtedy gdy skupia się na nim 100 % uwagi a czasami tak bardzo chciałabym móc zrobić sobie przerwę... Swoją drogą i tak się zastanawiam skąd w nas matkach biorą się takie pokłady sił, zeby wstawać o 5 rano cały dzień sie bawić i zajmować maluchem ew. w międzyczasie iść jeszcze do biura a potem w nocy jeszcze karmić na żądanie.

Odpowiedz
Gatka 2010-01-13 o godz. 01:56
0

Dla mnie na razie najtrudniejsze jest nocne wstawanie (to miedzy 12 a 3...) i bezsilnosc przy placzu, ale ja jestem jeszcze na samym poczatku tej drogi.
Co do wychowania na porzadnego czlowieka ... poradniki poradnikami ale warto chyba podazyc za swoja intuicja, tak jak to chyba zrobily nasze mamy ...

Odpowiedz
Gość 2010-01-13 o godz. 01:32
0

dla mnie najtrudniejsza do zniesienia jest mysl, ze nikt nie nakarmi/przewinie/uspokoi/zaopiekuje sie Pyzakiem tak dobrze jak ja... bronie sie przed takim mysleniem, ale to silniejsze od rozsadku. efekt jest taki, ze mam lekka paranoje i patrze lubemu podejrzliwie na rece gdy tylko zblirza sie do syna oraz denerwuje sie i pisze czarne scenariusze, gdy babcia zabiera Pyzaka na spacer...

matka-wariatka

Odpowiedz
Gość 2009-09-07 o godz. 00:11
0

dla mnie najtrudniejsze jest wyjscie z domu i zostawienie malej. zaczela juz plakac jak widzi mnie w kurtce i kojarzy kiedy wychodze na dluzej (praca i studia) a kiedy tylko z psem. na martwienie sie o choroby, smierc i wychowanie po prostu nie mam czasu. praca na 1,5 etatu robi swoje :) staram sie podchodzic do wszystkiego intuicyjnie. w koncu nasze matki nie mialy biblioteki poradnikow a jakos wychowaly nas na dobrych ludzi. ;)

Odpowiedz
Gość 2009-09-05 o godz. 15:09
0

W zasadzie nie mam takich problemów jak Wy. W nocy wstawać nie musze, bo mąż wstaje, rankiem Ewa się budzi o 9.00 więc już jestem wyspana. Owszem matrwię się zeby nie była chora, ale bez przesady nie martwię się na zapas, jak będą problemy, to sie jeszczę zdąrze pomartwić. O śmierci nie myśle i jestem zaskoczona, ze Wy tak myślicie. Wierzę, ze zle myśłi ściągaja na ludzi nieszczęścia, dlatego myślę pozytywnie i jestem pogodnie nastawiona do życia.
Martwi mnie natomiast co innego. I to uważam za największy trud rodzicielstwa: Jak wpoić dziecku odpowiednie wzorce, samemu nie będąc kryształowym? Jak mu wytrłumaczyć, dlaczego gdzieś ludzie zabijają się z nienawiści i dlaczego jest nienawiść na swiecie? boję się, ze coś zchrzanię...
O podobnym już Misia i Maggie pisały.

Odpowiedz
Maggie_rb 2009-09-05 o godz. 00:36
0

Jakiś lęk o zdrowie Kacpra na pewno gdzieś tam w środku odczuwam, jednak nie jest on na pierwszym miejscu. Od poczatku musiałam wszystkim udowadniać, że nic mu nie jest (tzn. głównie teściowej ) i sama siebie przekonałam, że jest zdrów jak ryba. Bo jest :)

O tym, czego się obawiam najbardziej, napisała już Misia: nie wiem, czy zdołam wychować Kacpra na porządnego człowieka, czy uda mi się zaszczepić w nim te wartości, które dla mnie są najświętsze, czy swoim własnym życiem będę umiała dać mu właściwy przykład. Chciałabym, by w przyszłości swoim postępowaniem nie ranił innych, a zło, które go na pewno w życiu jakoś dotknie potrafił przemieniać w coś dobrego.

A ze spraw, jak to ujęła Melba, "technicznych": brakuje mi właśnie takiego "sam na sam" z mężem. Owszem, zdarzyło nam się wyjść tylko we dwójkę, ale myślami cały czas byliśmy w domu, chociaż żadne się do tego nie przyznało. Jednak obecność Kacpra była mocno wyczuwalna ;) Co do "czujnej intmności" - zgadzam się całkowicie, tym bardziej, że mamy maleńkie mieszkanie typu "studio", więc wszystko (łącznie z kuchnią) jest w jednym pomieszczeniu.

Nocne wstawanie nie jest dla mnie jakoś specjalnie uciążliwe, gorzej z tym o 6 rano - tak, jak pisała Madusia. Przyczyny płaczu odgaduję w 8 na 10 przypadków, więc też nie narzekam :)

Odpowiedz
Agnieszka Kruk 2009-09-04 o godz. 11:43
0

Mnie również towarzyszą podobne uczucia, ale staram się patrzeć optymistycznie w przyszłość. Czasami razem z Adrianem wychodzimy (wtedy Beniuś zostaje z Babcią), jednak nie potrafię jeszcze całkiem się odprężyć i co chwilę myślę o tym czy wszystko jest z nim w porządku. Narazie śpimy razem w pokoju razem z Maluszkiem. Żeby nie przeszkadzać naszemu synkowi w śnie szepczemy do siebie pod kołdrą ;) co jest oczywiście całkiem miłe!

Odpowiedz
Gość 2009-09-03 o godz. 04:48
0

Nelcia napisał(a):dopiszę jeszcze jeden lęk - przed moją śmiercią i tym że nie będę mogła uczestniczyć i go wspomagac w jego życiu
dokladnei to samo mi chodzi od kilku dni po glowie...

Odpowiedz
Asiowa 2009-09-03 o godz. 02:49
0

Faktycznie ja tez boję sie śmierci - bo kto wtedy wychowa moje dziecko:?: .
Wiem jest mąz ale po mojej śmierci mogłby sie załamać.
Kiedys miałam taką paranoję ze mam raka płuc - powiedziałam męzowi ze umrę przed 40 a on na to ze umrze ze mną. I co wtedy z Jasiem?

Odpowiedz
Gość 2009-09-03 o godz. 02:40
0

U mnie też lek o zdrowie i o pryszłość.
Czy zdołam wychować syna na porządnego faceta. Odpowiedzialnego i samodzielnego.

Co do wieczoru z mężem, muszę pochwalić się, że zdarzyło nam się być w pizzeri, w pubie, ostatnio nawet w kinie (ze znajomymi).

Najtrudniej jest jednak pogodzić przemęcznienie, znudzenie, irytacje i tęskonotę. Mieszanka uczuć iście wybuchowa.

Zmęczenie kilkoma miesiacami nieprzespanych nocy, dodatkowo powrót do pracy, ząbkowanie, i inne problemy powodują, że nie wiem co amm ze sobą zrobić.
Zmęczona marudzneiem i płączem mam ochotę wyrzucić go za okno, a w chwili kiedy taka myśl rpzechodzi mi przez głowę ścickam go mocniej, mam ochotę płąkać razem z nim i przypominam sobie jak cąły dzień za nim tęskniłam

Odpowiedz
Gość 2009-09-03 o godz. 02:28
0

Tak Melbuś ujęłas to znakomicie...

nic dodac nic ując.
Oprócz tego że poszłam bym na spacer z koleżanką ,żeby sobie porozmawiac o wszystkim bo mężowi o wszystkim nie idzie powiedziec.
Ale nie mam tu żadnej koleżanki od wyprowadzki z Lublińca i z tego powodu jest mi bardzo zle

Odpowiedz
Gość 2009-09-03 o godz. 01:03
0

dopiszę jeszcze jeden lęk - przed moją śmiercią i tym że nie będę mogła uczestniczyć i go wspomagac w jego życiu

Odpowiedz
Och 2009-09-02 o godz. 14:06
0

Melba napisał(a):Dla mnie chyba lęk o jej zdrowie .............a intymność (i niekoniecznie myślę o seksie ;) ) z dzidzią śpiącą za ścianą - jest jakaś taka....czujna ;)
Dokładnie to samo. Czasem się jeszcze zastanawiam czy sprostam tej trudnej roli, czy będę potrafiła dać jej to czego będzie oczekiwać, czy nie będę "toksyczną matka" itd.

Odpowiedz
madusia 2009-09-02 o godz. 14:04
0

Oj tak, wstawanie do dziecka jest nielada wysiłkiem, ale dla mnie gorsze jest to poranne, gdy już wiem, ze Mała nie pojdzie spać z powrotem tylko chce sie bawić. Dla mnie 6-7 rano to jeszcze środek nocy!

Odpowiedz
Asiowa 2009-09-02 o godz. 12:57
0

W moim przypadku jest bardziej prozaicznie, najtrudniej jest mi wstać w nocy na karmienie.

Najgorsze jest jednak słuchanie płaczącego dziecka kiedy wszystkie metody uspokojenia zawodzą.

Odpowiedz
Gość 2009-09-02 o godz. 11:55
0

Melba podpisuję się obiema rękami.
Dodam jeszcze moze od siebie że czasem denerwuje mnie bezsilność. Zwłaszcza, kiedy Karola płacze. I wiem, że ona ma powód, którego ja nie znam i nie potrafię jej pomóc.

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie