• Gość odsłony: 5207

    Jak długo mężowie dojrzewają do ojcostwa?

    Witajcie:) !Mam pytanko...jak długo wasze połówki dojrzewały do decyzji o zostaniu tatą?Jestem z mężem rok po ślubie , mam 29 lat i swierdzone od dawna POC, mój lekarz ponaglał i ponagla z myśleniem o macierzyństwie a mąż chyba nie dojrzał jeszcze do tej decyzji, bo wynajduje tylko różne nie przemawiające do mnie argumenty...boję sie że za jakis czas może być dla mnie już za późno,w staraniach...co mnie strasznie dołuje :(

    Odpowiedzi (75)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-06-29, 16:01:25
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-06-29 o godz. 16:01
0

Ziutka napisała:A przedyskutowanie problemu, podanie konkretnych argumentow a) dlaczego teraz b) dlaczego pozniej? Ustalenie, co stoi na przeszkodzie, czego sie obawiacie. I stopniowe, regularne dazenie do zlikwidowania obaw i przeszkod? A cos tak prostego, jak np. "OK, nie czujesz sie teraz dojrzaly, a mnie tyka zegar biologiczny. To ja sie biore za przygotowania wlasnego organizmu (badania, folik, odstawianie prochow), a za rok zweryfikujemy, czy zmieniles zdanie."?

Jasne, ze moze sie zdarzyc tak, ze facet za rok nadal bedzie czul to samo, ale wtedy Ty masz argument w reku. "Poszlam na kompromis, poczekalam na Ciebie, co zrobisz ty, kochany mezu?".
Tu sie z Toba zgadzam, to jest chyba jedyna droga do kompromisu, zaznaczam ze jeszcze droga, bo mozliwe ze na rozwiazanie "sytuacji" trzeba by bylo jeszcze poczekac. Nie wiadomo czy dany, potencjalny maz zrozumialby cos po tym roku, i czy kolejne argumenty zadzialalyby pozytywnie.

Uff, na szczescie my chcemy dziecka oboje i oboje jestesmy na niego gotowi (przynajmniej psychcznie), tak nam sie wydaje. Postanowilismy, ze nie bedziemy niczego odkladac i planowac pod tym wzgledem, ze powiemy "no dobra to za rok" (bo za rok moze sie okazac, ze powiemy ze za kolejny rok). Doszlismy do wniosku, ze pozostawimy wszystko losowi :D ale przyznaje ze w duzej mierze zadecydowala o tym sytuacja, ktora pozwala na takie podejscie do sprawy.

Mam nadzieje, ze bebe ze rozmowy przyniosa oczekiwany efekt i znajdziecie kompromis.

Pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-06-28 o godz. 05:11
0

A przedyskutowanie problemu, podanie konkretnych argumentow a) dlaczego teraz b) dlaczego pozniej? Ustalenie, co stoi na przeszkodzie, czego sie obawiacie. I stopniowe, regularne dazenie do zlikwidowania obaw i przeszkod? A cos tak prostego, jak np. "OK, nie czujesz sie teraz dojrzaly, a mnie tyka zegar biologiczny. To ja sie biore za przygotowania wlasnego organizmu (badania, folik, odstawianie prochow), a za rok zweryfikujemy, czy zmieniles zdanie."?

Jasne, ze moze sie zdarzyc tak, ze facet za rok nadal bedzie czul to samo, ale wtedy Ty masz argument w reku. "Poszlam na kompromis, poczekalam na Ciebie, co zrobisz ty, kochany mezu?".

Odpowiedz
Gość 2009-06-27 o godz. 21:49
0

a ja mam nie odpart wrażenie że w tej kwestii nie ma miejsca na kompromis

może ja źle rozumiem to słowo, ale dla mnie kompromisem jest taka sytuacja:
ja chcę mieć 4 dzieci, mąż tylko jedno, iwęc idziemy na kompromis i ustalamy że postaramy się o dwójkę (oczywiście to bardzo uproszczony przykład)

ale w sytuacji gdy chodzi właśnie o posiadanie dzieci są tylko dwie drogi
1. godzę się z mężem i czekam, aż on się namyśli i poczuje ojcowski instynkt - istnieje groźba że mimo obietnicy iż się zastanowi nigdy tego nie poczuje
2. mąż godzi się ze mną i mimo wątpliwości stara się zostać tatą - istnieje wbrew pozorom dużo większa szansa że w naturalny sposób instynkt którego mu brakuje zostanie przez niego w jakiś sposób wygenerowany

nie widze nic po środku, choć może powinnam

Odpowiedz
Gość 2009-06-27 o godz. 18:13
0

Ja mialam na mysli nie podporzadkowywanie sie zdaniu meza (oj, daleko mi od takiej postawy), a wypracowywanie kompromisu.
Zreszta, to kwestia priorytetow - czy chce sie byc matka, czy zona, czy jednym i drugim. To jedno. Drugie to znajmosc partnera i doswiadczenie w dochodzeniu do kompromisow. A trzecie to zycie platajace rozne psikusy.

Tak czy inaczej dobrze mi na tej mojej gorce zwanej zaufanie do meza :) Dosc stabilna jest i jak schodza lawiny to oczyszczaja co trzeba :)

Odpowiedz
Kerala 2009-06-27 o godz. 17:55
0

Cóż, urodzenie dziecka jest jak najbardziej nieodwracalne w przeciwieństwie do postawienia wszystkiego na jedną karte pt. mąz egoista. Pewnego więc dnia egoista może odejść w siną dal, a my zostaniemy bez męza, bez dziecka i bez widoków na dziecko, bo czas naszej aktywności prokreacyjnej się skończył. I o ile przegrane małżeństwo zawsze jest bolesną stratą, o tyle przegrana mozliwość bycia matką jest jeszcze boleśniejsza. Bo wyjść za mąz można kilka razy, natomiast czasu biologicznego odwrócić się nie da. Dlatego ja bym brała pod uwagę zdanie męża, ale nie czyniła go decydującym, o ile tylko godzę się ze świadomością, że mogę pozostać samotną matką. I o ile tą matką bardzo pragnę być. Jestem w stanie zaakceptować i usprawiedliwić taką postawę (bo o to głownie chodzi w dyskusji) o ile kobieta godzi się z potencjalnymi konsekwencjami takiej decyzji i o ile naprawdę została oszukana przez męża.

Zas co do lawin- tak, faktycznie są one dość częste. Szczególnie w środowiskach górskich. Między innymi dlatego preferuję płaskowyże.

Kerala

Odpowiedz
Reklama
lawer_ka 2009-06-27 o godz. 17:30
0

Odwracalność, odwracalnością, z każdą decyzją wiążą się jakieś konsekwencje, nie zawsze miłe, ale przecież nasze życie składa się z wyborów i warto pamiętać, że nie zawsze podejmujemy TE właściwe decyzje...

Odpowiedz
Gość 2009-06-27 o godz. 17:18
0

No, coz. Moim zdaniem trudno o cos bardziej nieodwracalnego niz doprowadzenie do splodzenia dziecka.
Co do zlosliwosci, to dosc ciekawa teoria, aczkolwiek chyba sie zgubilam, gdzie ona wyplynela. Poza tym sa zlosliwosci, ktorych nie sposob odwrocic, bo konsekwencje narastaja lawinowo, ale to juz jakby dyskusja na osobny watek :D

Odpowiedz
Kerala 2009-06-27 o godz. 16:45
0

Wychodzi się z założenia, że są decyzje odwracalne i nieodwracalne. Czekanie na dojrzałośc potencjalnego ojca do okresu klimakterium jest nieodwracalne. Natomiast złośliwość bywa odwracalna, bo zawsze jest szansa, że komuś się znudzi.

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-06-27 o godz. 16:20
0

:D
No, jak sie wychodzi z zalozenia, ze zawsze mozna zaczac od poczatku, inaczej lub z kims innym...

W jednym sie zgodze - kazda jest inna, stad tez ta dyskusja.

Odpowiedz
lawer_ka 2009-06-27 o godz. 14:50
0

A ja sobie myślę, że każda z Nas jest inna, więcej każdy związek jest inny i nie da się dopasować jednego pomysłu do Nas wszystkich, ważne jedak by tymi pomysłami nie krzywdzić partnera.
P.S. Jednak, gdy on w tak znaczących kwestiach jak dziecko, ma nagle zdanie odmienne to warto się zastanowić nad naszymi priorytetemi i sensem kontynuowania takiego związku. Wkońcu zawsze można spróbować życia w pojedynkę (kto powiedział, że samotny rodzić nie potrafi dobrze wychować dziecka, a jeżeli chodzi o " stworzenie" potomka bez stałego partnera/męża to też są na to sposoby ;) ), bądź też zawsze można spróbować poszukać nowego życiowego partnera, który podejmie z nami wyzwanie rodzicielstwa. Wśród Nas jest wiele forumek, które właśnie taką decyzję podjęły ( choć może z innych powodów :stokrotka: )

Odpowiedz
Reklama
Kerala 2009-06-27 o godz. 12:58
0

...No i własnie wtedy kobieta się powinna zastanowić, na czym zalezy jej bardziej: na dziecku (acz bez gwarancji, że nadal będzie żoną- choć z drugiej strony: czy kiedykolwiek mamy taką gwarancję?) czy na uczciwości małżeńskiej wiążącej się z dalszą bezdzietnością?
Nie ukrywam, że ja wybrałabym opcję pierwszą. Głównie dlatego, że raz już byłam mężatką i przestałam nią być, zaś matką jestem ciągle i będę nią do końca swojego życia. Tak więc dla mnie hierarchia wazności w tym przypadku wygląda w ten właśnie sposób. Ale jest to pewnie kontrowersyjny pogląd, choć zapewniam, że wcale nie tak rzadki.

A co do adopcji- kilka dni temu widziałam na innym forum post męzczyzny, który szukał zastępczej matki dla swojego dziecka. Żona była bezpłodna, a pan nie chciał "cudzego chować". Można i tak, choć miałam odruchy zwrotne podczas lektury tego "ogłoszenia".

Kerala

ps. to nie oznacza, że nie użyłabym wszelkich możliwych argumentów logicznych i werbalnych, aby męża przekonać co do dziecka. Zakładam, że zaczyna się zawsze od rozmów, dyskusji i próśb.

Odpowiedz
Gość 2009-06-27 o godz. 10:01
0

Kerala napisał(a):Tyle tylko, że ja uparcie zastanawiam się tutaj nad takimi związkami, gdzie właśnie wszystko było obgadane, a potem jednej ze stron się odwidziało. I taka żona zostając żoną była w 100% przekonana, że pragnienie dziecka jest wspólne.Drobny szkopuł tkwi w tym, że po slubie stwierdził, że jeszcze z dziesięc lat może poczekać. A jego żona niespecjalnie może- w tym sęk. I własnie w tym momencie pojawia się pytanie o to, co jest wpadką i co jest wrobieniem. Ja twierdzę, że wrobieniem jest wrobienie kobiety w małżeństwo i niespełnioną obietnicę rodzicielstwa.
No i widzisz, pojawia się pytanie, na ile tak naprawdę on był szczery? Osobiście nie znam sytuacji, gdzie panu by się odwidziało.. raczej takie, gdzie od początku nie chciał lub się wahał..

Nadal jednak będę się upierać, że nawet sytuacja, gdzie "mężowi się odwidziało" nie usprawiedliwia żony do "kontrolowanej wpadki" i zadecydowania za nich oboje. Pal licho ich wzajemne stosunki (choć sądzę, że po czymś takim nie najlepsze by były), ale trzeba tu pomyśleć o tym, co jest dobre dla dziecka.. Bo jaka jest gwarancja, że przyszły tatuś pokocha nowonarodzonego malucha nad życie i zapomni, ze przecież tak naprawdę to nigdy go nie chciał

Dlatego uważam, że należy użyć wszelkich możliwych sposobów, by PRZEKONAĆ partnera.. rozwiać jego obawy, starać się wytłumaczyć, jak ważne jest dla nas posiadanie dziecka. Ale stawianie sytuacji na ostrzu noża, czy też stawianie partnera przed faktem dokonanym do niczego dobrego nie doprowadzi.

A co do sytuacji "odwidziało mu się" - jakiś powód być przecież musi...

Odpowiedz
Gość 2009-06-27 o godz. 08:28
0

Pewnych rzeczy sie przewidziec nie da. Ludzie tez sie zmieniaja. Mimo to wchodzi tutaj w gre kwestia rownowagi zachowan moim zdaniem.

Biorac slub podejmujemy deklaracje wspolnego zycia z ta osoba 'na dobre i na zle'. Raz jest to latwiejsze, raz nie. Zeby malzenstwo przetrwalo chciec musza obie strony i wspolnie pracowac nad slynnymi kompromisami.

Podobnie rzecz ma sie z dzieckiem. Jasne, ze moze sie zdarzyc wycofanie z wczesniejszych deklaracji. I nie zaprzeczam, ze jest to nie fair. Ale stawianie kogos przed faktem dokonanym, bez podejmowania prob zastosowania innych mniej skrajnych metod - jest rownym swinstwem, o ile nie wiekszym.
Rzecz bowiem tutaj nie rozbija sie o moje-twoje-nasze, a o nowego czlowieka. A to duza odpowiedzialnosc.

Poza tym statystycznie rzecz biorac, ile znacie malzenstw bezdzietnych, ktore tych dzieci nie maja, bo jeden z partnerow sobie tego nie zyczyl?
Ja osobiscie nie znam przypadku, w ktorym facet hamowalby kobiete przed posiadaniem dzieci, natomiast przypadkow 'wymuszonego' ojcostwa i owszem dosc sporo.

Patrzac na to z innej strony - jesli para nie moze miec dzieci z przyczyn zdrowotnych, jeden z partnerow jest gotowy na adopcje, a drugi sie wzbrania. Nazwiecie to wrabianiem w niemacierzynstwo?

I tu i w przypadku naturalnego rodzicielstwa nalezy przekonac partnera, a nie przymusic. Tyle, ze w adopcje nie da sie nikogo wrobic, ot szkopul.
Piszac "przekonac" mam na mysli rozne metody, jakie - to zalezy od konkretnej pary, roznych uwarunkowan i stosunku miedzy partnerami. Ja jednak w zadnym wypadku nie widze wytlumaczenia dla stawiania kogos przed faktem dokonanym w tak istotnej kwestii. Jako jeden z glownych argumentow nalezy tu brac pod uwage dobro dziecka.

Odpowiedz
Kerala 2009-06-26 o godz. 23:52
0

Wyciąganie "samodzielnej mamy" nie ma nic wspólnego z hipokryzją, co najwyżej jest to chwyt populistyczny Tak samo mniej więcej, jak wyciąganie strony dla ojców. Co do polskiego sądownictwa to masz oczywiście Ziutka rację, ale zdawało mi się, że gadamy o większości przypadków, a nie o mniejszości. Ponieważ w większości dzieci są zmartwieniem samotnych matek, a nie samotnych ojców, więc powołałam się na "samodzielną". EOT w tym temacie z mojej strony. (Aha, przepraszam za niefortunny chwyt stylistyczny "zmartwienie matek"- wstawcie sobie, co tam chcecie na to miejsce)

A co do Carrie- jasne, że masz rację i przyznałam Ci to już parę postów temu. Tyle tylko, że ja uparcie zastanawiam się tutaj nad takimi związkami, gdzie właśnie wszystko było obgadane, a potem jednej ze stron się odwidziało. I taka żona zostając żoną była w 100% przekonana, że pragnienie dziecka jest wspólne. Tak więc nie do niej teksty o świadomym chodzeniu z kimś do łóżka i dojrzałości partnera. Jej partner na poziomie deklaracji był bardzo świadomy, bardzo dojrzały i bardzo spragniony tatusiowania. Drobny szkopuł tkwi w tym, że po slubie stwierdził, że jeszcze z dziesięc lat może poczekać. A jego żona niespecjalnie może- w tym sęk. I własnie w tym momencie pojawia się pytanie o to, co jest wpadką i co jest wrobieniem. Ja twierdzę, że wrobieniem jest wrobienie kobiety w małżeństwo i niespełnioną obietnicę rodzicielstwa.
I znów wraca moja refleksja, że ciązowa wpadka dlatego jest nazywana wpadką, bo ją widać i kończy się porodem. Natomiast egoistycznego wrobienia w życie bez zobowiązań nie widać i taki mąż do końca życia może obnosić swoją dobroć i przymioty charakteru. To własnie nazwałam hipokryzją.

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 23:10
0

Zgadzam się z Pimpkiem i Keralą.

Nie wyobrażam sobie związać się z facetem, który nie pragnie dziecka...nie czy się "zgadza" czy "jest gotowy" ale czy naprawdę pragnie dziecka

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 22:01
0

No i znów zgadzam się w 100% z Ziutką :)

I tak naprawdę to trzeba myśleć PRZED i to powinien nie tylko myśleć potencjalny tatuś, ale i potencjalna mamusia, czy przypadkiem osobnik z którym idzie do łóżka, aby na pewno w 100% nadaje się na ojca jej dzieci i jest na tyle dojrzały, by sprawdzić się w tej roli... W przeciwnym wypadku, to już tylko płacz i zgrzytanie zębów pozostanie..

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 18:03
0

A dla mnie, to co napisalas nie tylko ociera sie, ale jest cholernie nieobiektywne.

Nie jestem jeszcze matka, wiec pewnie nie powinnam zabierac glosu.
Jestem jednak przekorna i sobie pozwole zabrac glos.

Z ta odpowiedzialnoscia za posiadanie dziecka masz czesciowo racje Kerala. Ale tylko czesciowo i to, co napisalas tu o "posiadaniu" dziecka to dosyc ostre generalizowanie. Jesli wspominasz o "samodzielnej mamie" to moze jako contre podam taki adresik http://www.zgsopo.za.pl/

Kazdy kij ma dwa konce i to, ze akurat sa matki, ktore zostaly porzucone i kwestia wychowania potomka spoczela na nich, w niczym moim skromnym zdaniem nie uzasadnia wrabiania kogokolwiek w cokolwiek.

Sama mimo, ze jestem kobieta, piane tocze jak widze w jaki sposob dziala polskie sadownictwo. Dziecko zostanie przyznane ojcu pod opieke wylacznie w sytuacji, gdy matka zostaje pozbawiona praw rodzicielskich, jest chora psychicznie lub siedzi w wiezieniu. Takie sa realia. Teoretycznie ojciec moze dostac dziecko pod opieke, praktycznie dzieje sie to cholernie rzadko.

I dlatego ten argument do mnie nie trafia. I rowniez jest to dla mnie czysta hipokryzja wyciaganie czegos takiego. Osoby, ktore kiedykolwiek mialy do czynienia z taka sytuacja doskonale wiedza, jak dziala system...

Odpowiedz
Kerala 2009-06-26 o godz. 17:42
0

A to też prawda, co powyżej napisała Bebe.
Ja wiem, że piszemy na oświeconym forum, gdzie wypada mieć nowoczesne poglądy, ale to nie zmieni tego, że to kobieta bardziej traci na "wrobieniu w niemacierzyństwo" jak i również tego, że to ona nosi, rodzi i w głownej mierze wychowuje dziecko. Kto chce polemizować niech się przejdzie na "samodzielną mamę"- w sytuacji rozstania dziecko zazwyczaj przypada matce i bardzo często przestaje obchodzić ojca. I nie zawsze dotyczy to wpadkowych dzieci, ale także tych chcianych i wyczekanych. Wtedy się okazuje, kto tak naprawdę "ma" dziecko, a kto tylko je spłodził.

Obecnie jest trend wspólnego świadomego rodzicielstwa. Jestem cynikiem jeśli o to chodzi, bo widzę po sobie i otoczeniu, że ten trend pozostaje głownie postulatem. MOże i społeczna świadomość się zmieniła, ale na macierzyński idą kobiety i to one głownie "płacą" za rodzicielstwo. Tematu nie rozwijam, bo ociera się już o "Feminizm".
Tak więc uczciwie stawiając sprawę- tatuś niewiele traci poprzez wpadkę. Traci głownie w sferze mentalno- fafa rafa- emocjonalnej, co bardzo często bywa pretekstem do wycofania się ze związku w białych rękawiczkach ("bo to zła kobieta była i naraziła mnie na niechciane ojcostwo" Akurat.). A jednak bardzo popularne jest to obnoszenie takich krzywd i uraz. Dziwi mnie tylko, że kobiety mimo wszystko to kupują. Ostatecznie dziecka nie poczyna się w pojedynkę i- jak zauwazyła Kaska1- każdy stosunek może prowadzić do potencjalnej ciązy. Idąc dalej tym tropem: wrobiony tatuś powinien mocniej zapinać rozporek, skoro tatusiem być nie chciał. Mógł sobie też zrobić nielegalną wasektomię, skoro to takie ważne było. Ale nie, większośc takich z Bożej łaski ojczulków swobodnie korzystało z "rezerw seksualnych" swoich żon, a kiedy wyszedł pozytywny wynik testu to nie ma winnych. Znaczy się jest winny: zona jest winna, bo wrobiła. A przecież nie ma antykoncepcji w 100% niezawodnej poza celibatem.
Najmniej zabawne jest zaś to, że stroniący od ojcostwa facet może sobie napłodzić dziesiątki dzieci w dalekiej przyszłości. Ostatecznie Anthony Quinn został ojcem w wieku 80 lat. Natomiast matka po czterdziestce to "aberracja", "głupota" i "brak odpowiedzialności". A co dopiero matka po pięćdziesiątce... Dla mnie ociera się to o hipokryzję niestety.

Kerala

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 16:43
0

Prawdziwa odpowiedzialność panów wychodzi wtedy , gdy dochodzi do ,,prawdziwej wpadki"...
nie raz słyszałam jak to czuły i kochający partner zmienia sie nagle o 180 stopni i oskarża jak to sie brzydko mówi ,,wrobienie w dziecko"...
w takich przypadkach wychodzi prawdziwa odpowiedzialnosc za swoje czyny...

Odpowiedz
Kaskak1 2009-06-26 o godz. 14:03
0

I tu tez sie z Toba zgadzam :)

Kasia
PS. jakos mam problem z prostym wyrazniem tego co mysle :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 13:36
0

Kaskak1 napisał(a):Carrie,
no i super :)
Wiem, ze NPR dziala i nie mam co do tego watpliwości. :) Moje pytanie bardziej dotyczylo podejścia panów do tej sprawy. I tego czy oni też biorą za to odpowiedzialność.
Tylko tyle.
Kasia
No moim zdaniem.. jakby to ładnie ująć "gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą".. i tego trzeba być świadomym.. ale nie może być tak, że kobieta "symuluje" wpadkę, bo tak jej wygodnie i zwala na zawodną antykoncepcję

Odpowiedz
Kaskak1 2009-06-26 o godz. 13:27
0

Carrie napisał(a):Kaskak1 napisał(a):Przepraszam, może czegoś nie rozumiem, albo to nie ten temat.
Ale tak sobie myślę, czy to że on nie chce dziecka kończy sie tylko na tym że on jeszcze do tego nie dojrzał a cała odpowiedzialność spada na kobiete? Czy to że on nie chce, oznacza ze ona ma sie faszerować środkami anty, biegac do lekarza itd. ?
Ja przepraszam bardzo, ale gdzie ktoś napisał, że ma się hormonami faszerować? Inne metody antykoncepcji też są przecież.. a NPR wbrew pozorom jednak działa..
Carrie,
no i super :)
Wiem, ze NPR dziala i nie mam co do tego watpliwości. :) Moje pytanie bardziej dotyczylo podejścia panów do tej sprawy. I tego czy oni też biorą za to odpowiedzialność.
Tylko tyle.
Kasia

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 13:18
0

Kaskak1 napisał(a):Przepraszam, może czegoś nie rozumiem, albo to nie ten temat.
Ale tak sobie myślę, czy to że on nie chce dziecka kończy sie tylko na tym że on jeszcze do tego nie dojrzał a cała odpowiedzialność spada na kobiete? Czy to że on nie chce, oznacza ze ona ma sie faszerować środkami anty, biegac do lekarza itd. ?
Ja przepraszam bardzo, ale gdzie ktoś napisał, że ma się hormonami faszerować? Inne metody antykoncepcji też są przecież.. a NPR wbrew pozorom jednak działa..

Odpowiedz
Kaskak1 2009-06-26 o godz. 12:40
0

Przepraszam, może czegoś nie rozumiem, albo to nie ten temat.
Ale tak sobie myślę, czy to że on nie chce dziecka kończy sie tylko na tym że on jeszcze do tego nie dojrzał a cała odpowiedzialność spada na kobiete? Czy to że on nie chce, oznacza ze ona ma sie faszerować środkami anty, biegac do lekarza itd. ?
Bo jesli tak i jesli to jedna strona tylko do tego nie dorosła, nie chce, boi się to mysle ze warto podzielić sie odpowiedzialnościa za poczecie. Żeby meżczyna tez poczuł że od niego też wiele zależy a nie od tego czy jego partnerka zażyła pigułke czy nie.
Nie chce żeby to zabrzmialo, tak ze teraz trzeba np. przejsc na NPR zeby utrzec mu nosa, ale uswiadomic, że to co robi kobieta, zeby on mogł dorastać nie jest obojetne dla jej zdrowia.

kasia

Odpowiedz
Nezi 2009-06-26 o godz. 12:28
0

Ziutka,
wiem że rozmowa jest podstawą. Trzeba rozmawiać.
Nie mniej jednak, czasami brakuje już argumentów, siły i łez...
U mnie zdarzył się mały cud i mój m przynajmniej postarał się i postawił się w mojej sytuacji... może zrozumiał...
Nigdy nie zaszłabym w ciążę i nie postawiłabym go przed faktem dokonanym "kochanie, bedziesz tatusiem bo ja wiem, że mimo że tego nie chcesz to tak naprawdę chcesz", ale nie wiem co byłoby gdyby w końcu nie zrozumiał, że związek dwojga ludzi to myślenie o szczęsciu dwojga a nie tylko o własnych potrzebach...

Odpowiedz
Gość 2009-06-26 o godz. 12:05
0

Nezi, alez wlasnie to jest tak, ze rozmowa chroni nas przed upadkiem z jakichkolwiek chmur.
W tym i rozmowa 'sprawdzajaca' stan obecny.
Natomiast niewatpliwie z najnizej wiszacej chmury mozna spasc cholernie bolesnie na cztery litery, jesli sie slowa partnera oleje i 'wezmie sprawy w swoje rece', kierujac sie haslem 'za 10 lat moze byc za pozno'. Tak, moze, ale jak juz sie w ciaze zajdzie to jest tez za pozno na pytanie partnera o zdanie

Odpowiedz
Nezi 2009-06-26 o godz. 11:57
0

A ja się zgadzam z Keralą.
Może dlatego, że znalazłam się w podobnej sytuacji...

A może wy dziewczyny, nigdy w taki sytuacji się nie znalazłyście i nie potraficie tego zrozumieć Nie życzę spaść na ziemię z bardzo wysokich chmur...

Mielismy omówioną kwestię dzieci, ale mojemu się odwidziało. Nagle stwierdził, że on dzieci nie chce bo to tylko kłopot. Wiele miesięcy rozmów, tłumaczenia, płaczy (nie ma co kryć, ryczałam jak bóbr), często bezradności z braku argumentów, które byłyby go w stanie przekonać. Ale te rozmowy uświadomiły mu, że nie będę szczęśliwa bez dzieci. Wiem, że staramy się a ja chcę tego bardziej. Nie będzie wpadki ani wrabiania. Ale nie można czekać w nieskończoność i liczyć na to że za 10 lat to jemu się zachce. Bo za 10 lat to może być za późno na dzieci..
Czasami warto rozmawiać. Przecież jeśli jest się w zwiazku z drugim człowiekiem, trzeba myśleć nie tylko o swoim szczęściu ale i o szczęsciu tego drugiego człowieka. A swoim własnym egoizmem można kogoś unieszczęśliwić.

Odpowiedz
Gość 2009-06-25 o godz. 21:39
0

Carrie napisał(a):No więc ja pozwole sobie podpisać się pod postem Ziutki :)

Przede wszystkim dlatego, że jeśli KTÓRYKOLWIEK Z PARTNERÓW mówi, że nie chce mieć dzieci, że nie jest na nie gotowy, że ma obawy.. to należy to uszanować. Upierając się na siłę przy swoim, można doprowadzić do sytuacji, kiedy po pierwsze unieszczęśliwimy partnera, a po drugie wyrządzimy krzywdę dziecku.. bo nikt mi nie wmówi, że jeśli na przykład ojciec "nie czuje bluesa" to ofiaruje Maleństwu pełnię miłości, na którą ono zasługuje.. Raczej będzie się nim zajmował z poczucia obowiązku.
I żeby nie było.. matki, które pełniły tylko rolę żywych inkubatorów, a potem uciekały od opieki nad dzieckiem też są.

"Ale cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało na raz" ;)
Mam podobne zdanie co Ziutka i Carrie.
Do pogrubionych przez mnie fragmentów tekstu dodałabym jeszcze problemy w związku. Nie tak łatwo przyjąć do wiadomości, że mimo moich prostestów kochana osoba postąpiła inaczej. Potem juz krok do utraty zaufania.

Odpowiedz
Kerala 2009-06-25 o godz. 18:37
0

Ja się z Wami zasadniczo zgadzam, ale zauważcie, że Wy zakładacie sytuację, kiedy to dwie osoby obgadały "plan dzietności" w małżeństwie. Czyli sytuację idealną, do której oczywiście wszyscy dązymy itd. itp. Życie jednak nie lubi idealnych rozwiązań i w głownej mierze preferuje nieidealne.
Na przykład takie, w których posiadanie dzieci jakoś umknęło, albo po prostu "nie zdązyliśmy o tym pogadać". Często tak bywa, w koncu omówienie fasonu sukni jest wazniejsze od pogadania o tym, czy i kiedy chcemy mieć dzieci... Wybaczcie tę zgryźliwość. Bliską czasem prawdy niestety.

Ja się zaś zastanawiam nad takimi małżeństwami, gdzie wszystko było omówione przed ślubem, a po ślubie jednej ze stron się odwidziało (i to jest własnie dla mnie wrabianie) oraz nad takimi, gdzie nic nie było omawiane, a zegar biologiczny tyka.
I jakoś tak mi się wydaje, że jesli ktoś czuje oddech czasu na karku oraz posiada męża, który nic przed ślubem nie mówił o ewentualnych ansach dotyczących ojcostwa, to ma prawo się czuc wrobiony w niemacierzyństwo. Po prostu druga strona zadecydowała za niego. W dodatku zdecydowanie się w tej sytuacji na "wpadkę" będzie potępione, za to nikt jakoś nie potępi drugiej strony, która- moim zdaniem- dopuszcza się świadomego egoizmu. Nierówna miara IMHO.
Daleka znajoma jest już po 40tce i jej życie jest własnie ilustracją powyższej sytuacji. Najpierw ślub i sliczne deklaracje o potomstwie- znaczy się pan mąż się deklarował, a ona potakiwała. Potem się okazało, że nie będzie jednak tak prosto, bo ma rozchwianą gospodarkę hormonalną i trzeba by ją porzadnie wyregulować farmakologicznie. Mąż karnie biegał do lekarzy (na początku były podejrzenia, że jego plemniki są niepełnowartościowe), a zona przyglądała się temu z boku. Plemniki były jak najbardziej w porzadku i tym razem to zonę zagnano (mąz zagnał) do lekarza. I zaczęły się schodki. Bo, proszę ja Was, od hormonów to jej się wszystko rozreguluje, a nie daj Boże jeszcze zmarszczek dostanie. A w ogóle dzieci to kłopot. I trzeba by brac leki kilka miesięcy przed poczęciem, potem w trakcie ciązy, wiec za duzo z tym zachodu.
I tak ciągną od lat dziesięciu, dzieci oczywiście niet, a mąz do cudzych wózków zagląda.
Dlatego zadaję pytanie retoryczne: czy to nie jest wrobienie?
Ciąża jest widoczna, więc to na nią zwraca się uwagę i ją nazywa "wpadką". Ale brak ciązy także może być wpadką i wrobieniem.
Tyle z drugiej strony zagadnienia.

Kerala

Odpowiedz
lawer_ka 2009-06-25 o godz. 17:38
0

Pewnie, że tak. To że kobieta decyduje się na małżeństwo, nie jest równoznaczne z tym, że chce mieć dzieci. Z resztą dotyczy to obojga małżonków. To są ich decyzje, rodzina to już DWIE osoby złączone węzłem małżeńskim, niekoniecznie 2+1. Z resztą niektórzy chcą, a się nie udaje...
Dziecko powinno się rodzić z przekonania obojga partnerów do rodzicielstwa, ale dla tych nie do końca pewnych zawsze pozostaje TE 9 MIESIĘCY, by się upewnili ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-25 o godz. 17:05
0

No więc ja pozwole sobie podpisać się pod postem Ziutki :)

Przede wszystkim dlatego, że jeśli KTÓRYKOLWIEK Z PARTNERÓW mówi, że nie chce mieć dzieci, że nie jest na nie gotowy, że ma obawy.. to należy to uszanować. Upierając się na siłę przy swoim, można doprowadzić do sytuacji, kiedy po pierwsze unieszczęśliwimy partnera, a po drugie wyrządzimy krzywdę dziecku.. bo nikt mi nie wmówi, że jeśli na przykład ojciec "nie czuje bluesa" to ofiaruje Maleństwu pełnię miłości, na którą ono zasługuje.. Raczej będzie się nim zajmował z poczucia obowiązku.

I żeby nie było.. matki, które pełniły tylko rolę żywych inkubatorów, a potem uciekały od opieki nad dzieckiem też są.

"Ale cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało na raz" ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-25 o godz. 16:49
0

Khem

Decydujac sie na malzenstwo przecietny czlowiek obgaduje ze swoim przyszlym malzonkiem kwestie posiadania dzieci. Zazwyczaj.
W to wchodza ustalenia - mniej wiecej kiedy.

To, ze ktos nie czuje sie dojrzaly do posiadania dzieci nie zmuienia faktu, ze moze byc gotowy na malzenstwo. I o ile nie dochodzi do zatajenia faktow, to wszystko jest jasne.

Jestem w stanie sobie zalozyc hipotetyczna sytuacje, ze to mezczyzn natura obdarzyla macica i zdolnoscia zachodzenia w ciaze. Jesli w takiej sytuacji maz postanowilby postawic mnie przed faktem dokonanym mimo wczesniejszych naszych rozmow i moich obaw, poczulabym sie wrobiona.

Decydujac sie na malzenstwo mowi sie "tak, chce byc z toba, miec z toba dzieci", ale nie mowi sie "tak, chce miec z toba dzieci kiedy tobie sie zachce/czas ponagli/humorek zagra". Tak samo jak nie mowi sie "bede miec z toba tyle dzieci, ile sie tylko da". Pewne rzeczy sie po prostu WSPOLNIE planuje... ale...
to tylko kwestia tego, w jakim ukladzie sie tkwi i co komu odpowiada.

Odpowiedz
Kerala 2009-06-25 o godz. 16:13
0

Fajnie, że autorka doszła już do porozumienia z męzem, ale mnie sama dyskusja w tym wątku dała dużo do myślenia.
Podpisuję się pod postem Pimpka. Każdym.
Wiecie czemu? Bo kiedy czytałam Wasze odpowiedzi myślałam sobie "Boże, dziewczyny dobrze piszą", " wpadki" nie powinny mieć miejsca, jeśli dwoje ludzi się szanuje" i tak dalej. A potem uderzył mnie absurd mojej i Waszej logiki. Bo jeśli zawiera się małżeństwo, to jednoczesnie się mówi "tak, chcę być z tobą, chcę mieć z tobą dzieci, chcę z tobą dożyć starości". Mówi się "przy mnie możesz być bezpieczna/y, bo cię nie opuszczę w chorobie i nieszczęściu". Zakładam, że mówimy o slubie kościelnym, zeby nie było.
I nagle pojawiają się teksty o szacunku, o niewrabianiu...
Żyjemy w dziwnych czasach: nie wydaje wam się, że ta reklamowana małżeńska wolność, ta niezawisłość decyzji, to obchodzenie się jak z jajkiem, bo "może on/ona nie dojrzał/a" lezy zbyt blisko egoizmu?

Co więcej- tak chwalimy sobie ten psychiczny komfort, którego doznajemy po ślubie, to poczucie bezpieczeństwa, bo oto znaleźliśmy przystań... A jednak wciąż można być oskarzonym o "wrobienie" kogoś w dziecko.
Otóż ja uważam, że nie można.
Zdaję sobie sprawę, że niewielu spodoba się to, co napisałam, ale dla mnie małżeństwo jest właśnie gwarancją niewrobienia. Bo jakiś mężczyzna dobrowolnie wybrał mnie na zonę. I wie, z czym się stan małżeński wiąże. Jak zatem może się czuć wrobiony? A może to on mnie wrobił w egoistyczne życie, gdzie odwleka się myśl o dziecku? MOże to on wrobił mnie w spiralę samooskarżeń i ciągłego zastanawiania się, czy aby dojrzał, czy jest gotowy, czy go nie skrzywdzę dwoma paskami na teście? Czy świadczy o cudzej dojrzałości dowiedzenie się po ślubie, że żuczek jednakowoż nie dojrzał do bycia tatusiem? A co z nami? Co z naszym prawem, czasem (który się kurczy), z naszym instynktem? Czy to przypadkiem nie my zostałyśmy wrobione w słodkie życie bez zobowiązań?
Umiecie odpowiedzieć na te pytania? Bo dla mnie są one nieodpowiadalne. I zbyt trudno byłoby mi napisac z oburzeniem "jak możesz myśleć o wpadce, skrzywdzisz tym swojego męża".
Kerala

Odpowiedz
lawer_ka 2009-06-25 o godz. 15:02
0

No to cieszę się, że ustaliliście coś, każda droga jest dobra jeżeli prowadzi do celu, czasem trzeba jednak wielu z nich spróbować, zanim wybierze się tą właściwą ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-22 o godz. 17:54
0

lawer_ka napisał(a):Orestejo to nie tak, ja tylko mówię na swoim przykładzie.
Ja tez lol
Kilka dni temu mielismy powazna (i glosna) rozmowe na temat posiadania dzieci (zainicjowana przez P. na moja wzmianke o ... pogladzie Kosciola na antykoncepcje).
Moj maz uznal, ze mam chyba obsesje na tym punkcie, bo od kilku miesiecy temat posiadania dzieci powtarzal sie co najmniej dwa razy w tygodniu. ;)
Nie mogl dluzej zniesc "presji" jaka na niego wywieralam (bo tak w koncu zaczal odbierac kazde moje wspomnienie o jakimkolwiek dziecku, czy fakt, ze ogladalam programy dla mlodych matek).
I w koncu jeszcze raz kazde z nas przedstawilo swoj poglad na ta sprawe - jasno i wyraznie, bez zwazania na uczucia drugiej strony - i po godzinnej dyskusji temat uznalismy wreszcie za zamkniety.
A ja uslyszalam nareszcie jasna deklaracje, a nie zapewnienia typu: "pomyslimy o tym za jakis czas".

Odpowiedz
lawer_ka 2009-06-22 o godz. 17:09
0

Orestejo to nie tak, ja tylko mówię na swoim przykładzie. Mąży był bardzo NA NIE, ciąglę znajdował wymówki, a teraz sam mnie dopinguje i tak sobie myślę, że oswoił się już z tą myślą.
Oczywiście u każdego jest to sprawa indywidualna i każda z Nas najlepiej zna swojego partnera i wie co na niego "działa". Ja po prostu myślę, że nie należy poddawać się po jednej czy po dwóch takich rozmowach, warto spróbować znów za jakiś czas pogadać...
Mężczyzna, który jest odpowiedzialny za rodzinę (nawet tą dwuosobową) będzie mocno się zastanaiał czy możemy sobie pozwolić na dziecko i często potrzebuje lekkiego popchnięcia, akceptacji dla dziecka w Naszej rodzinie i temu powinny służyć rozmowy, a nie jęczeniu czy grożeniu (szantarzowi) z naszej strony...

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 17:22
0

lawer_ka napisał(a):Tak więc moje Panie warto rozmawiać, ze swoim mężczyzną, dużo i często.
Az pewnego dnia nie wytrzyma napiecia i nieustannych rozmow na temat potomka i albo zrobi karczemna awanture, albo zgodzi sie na dziecko dla swietego spokoju ;)

Odpowiedz
lawer_ka 2009-06-21 o godz. 15:22
0

Dziewczyny, wiem, że bebe już sobie wszystko wyjaśniła sobie ze swoim mężem, ale ja dodam kilka słów od siebie jak to u mnie to było.
A było tak:
Przed ślubem rozmawialismy o dzieciach planowaliśmy najwcześniej za 2 latka POMYŚLEĆ. Potem był ślub i powrót do pracy, okazało się, że można by o dzidzię się starać już za 1 rok, półtora, bo praca choć na czas określony to w miarę rozsądna, a dodatkowo moja profesja mi na to pozwala, natomiast za 2,3 lata byłoby ciężko czyt. rozwój, no więc postanowione (bo to odległaaaaaaaaaaaaprzyszłość). W międzyczasie okazało się, że za rok, półtora z planowaniem dzidzi będzie ciężko, bo będę miała egzamin zawodowy, a potem "zapieprz" tzw. kariera w zawodzie. Oddstawiłam tabletki, ale mój A. chciał z zabezpieczeniem, bo właśnie on przygotowuje się do tego egzaminu zawodowego (pracujemy w tej samej branży) i w ogóle dzidiza mu nie pasuje, w planach najwcześniej za 2 latka. Hmm, było ciężko ja czułam, że jeżeli nie rozpoczniemy starań to o dziecku będziemy mogli pomyśleć grubo po mojej 30- tce.
Rozmawiałam, nic to nie pomagało, ciągle były wymówki i rozmówki na temat, że to big odpowiedzialność, no i finansowo sporo do udzwignięcia.
Zgadzam się, ale kiedyś musi nadejść ten czas.
A jak mi stuknie "poważny " wiek to będzie trudniej, a i odpukać mogą być problemy, których nie da się rozwiązać w miesiąc czy dwa.
I tak rozmawiałam, rozmawiałam, delikatnie, ale systematycznie przedstawiając wszystkie za i przeciw...
i pewnego wieczoru, nie uwierzycie, mój mąż sam zaproponował byśmy zajęli się na poważnie kwestią dzieci tj. rozpoczęli starania
Mówił, że wszystko przemyślał itp.
Byłam bardzo zaskoczona nie spodziewałam się tak radykalnej zmiany, wręcz myślałam, że żartuje, dopóki pierwszy test nie wykazał tylko jednej kreski. Był wtedy szczerze zasmucony i stwierdził, że warto wzmocnić starania. Postanowił więcej dowiedzieć się wszystkiego w tym zakresie, nawet porobić pewne badania.
Tak więc moje Panie warto rozmawiać, ze swoim mężczyzną, dużo i często. Oni potrzebują czasu by się przekonać i oswoić z TĄ myślą choć trochę...

Odpowiedz
Gość 2009-06-11 o godz. 15:37
0

:D
no to trzymamy kciuki żeby plan został wykonany bez opóźnień :)

Odpowiedz
agga73 2009-06-11 o godz. 13:44
0

bebe, gratuluje :)
trzymajcie sie planu :)
a ja trzymam kciuki, zeby wam sie udalo :)

Odpowiedz
Nezi 2009-06-11 o godz. 13:35
0

bebe,
oczywiscie że dzidzia się u Was pojawi :D
Cieszę się, że udalo Ci się porozmawiać z mężem i osiągneliście jakieś porozumienie w tej sprawie. :D Oby tak dalej :D

Odpowiedz
Gość 2009-06-11 o godz. 13:21
0

rozmawiałam kolejny raz z mężem i ustaliliśmy, że od przyszłego roku zaczniemy starania :)
mój ginek twierdzi ,że po odstawieniu tabletek ,,antyandrogenów" trzeba odczekać 3 miesiące,
tak więc coś się u mnie zmienia ...mam tylko nadzieję ,że kiedyś pojawi się dzidzia ... :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 18:17
0

I nie jest prawdą, że dzieci to konsekwencja związku.
dla mnie jest

Pytałam o to jak wytłumaczyłabyć mężowi ciążę kieedy on gotowy na nią nie był ??
nie odpowiem bo:

To kwestia rozmów o dzieciach przed ślubem - kiedy chcemy, ile chcemy i czy w ogóle chcemy. A potem elastyczności !
i w związku z tym nie znalazłabym się w takiej sytuacji
bycie matką jest dla na tyle ważne że nie mogłabym chyba być z kimś kto tych dzieci nie chce

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 18:05
0

Kompromis jest wtedy jeśli dochodzi się do wspólnego zdania razem a nie stawiając na swoim. A dla mnie decydując się na dziecko bez gotowości na nie męża to kompromis nie jest ! I raczej nie chodzi o to kto ma mieć rację mąż czy żona tylko o to by wpsólnie coś wypracować !
Jeśli nazywasz zdanie męża, który oznajmia, że nie jest gotowy na dziecko tym, że nie liczy się ze zdaniem drugiej osoby to chyba się nie rozumiemy Facet po prostu nie jest gotowy, nie czuje bluesa ! A nie, że lekceważy zdanie żony.
Nie rozumiem jak można to pogodzić tzn. zajść w ciążę bez zgody męża i nie nazywać tego "wkopaniem" ?? Mnie wydaje sie to nieuczciwe, nie fair.
Byc może w Twoim otoczeniu tak jest - ze faceci nie są gotowi na dziecko. Myślę, że to indywidualne. Jednak nie przekonuje mnie to, że tak jest - po prostu ja bym tak nie chciała !

Głupie są może porównania i "wagowo " nie najlepsze ale dla każdego jest dobry moment w życiu na różne rzeczy - w pewnym okresie idziemy do zerówki, potem do szkoły, niektórzy biorą ślub mając 20 lat a inni 35. Dlatego, ze ktoś ustalił, ze pewne rzeczy są na tyle ważne, że można je osiągnąć mając odpowiednia dojrzałość czy odpowiedni wiek lub po prostu wtedy gdy ( tak jak w przypadku ślubu) czujemy, że to właśnie to !
I nie jest prawdą, że dzieci to konsekwencja związku. Są ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci po prostu. I nie oznacza to, że do związku nie dojrzeli ani też, że dorośli czy dojrzali nie są.
To kwestia rozmów o dzieciach przed ślubem - kiedy chcemy, ile chcemy i czy w ogóle chcemy. A potem elastyczności !

Odwrotnie juz nie bo ja nie uważam, że zdanie męża/partera jest najważniejsze. Uważam, ze trzeba rozmawiać i dochodzić do wspólnych wniosków.

Pytałam o to jak wytłumaczyłabyć mężowi ciążę kieedy on gotowy na nią nie był ??
_________________

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 17:25
0

Mika_ napisał(a):[
A moze to właśnie taka postawa jest samolubna - bo dlaczego nie zgodzić się z tym, nie pójść na kompromis, dlaczego to żona ma mieć rację ?
ale to nie jest już kompromis
i dlaczego to żona nie może mieć racji?

Nie wiem skąd się bierze takie nieliczenie sie ze zdaniem kochanej osoby ?
no właśnie...

Poza tym jak mąż zareaguje na dziecko ? Myślę, że inaczej zareaguje na dziecko wyczekane a inaczej na dziecko, na które nie był gotowy !
każdy jakoś reaguje,
a z doświadczenia (cudzego oczywiście) wiem że mimo podjęcia decyzji o dziecku niewielu facetów jest jednak na nie gotowym

I egozimem jest właśnie postawa - to moje zdanie ważniejsze, co tam facet, ja wiem lepiej kiedy pora na dzieci !
a odwrotnie to już nie?

nie chodzi mi o to że ktoś powinien kogoś "wkopać"
chodzi mi o to, że nic nie jest czarnobiałe a zawsze jest szare
zawsze są dwie strony: moja i twoja, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... itd

zadałabym takiemu panu kilka pytań:
1. czy chce mieć kiedyś dzieci
2. czy chce je mieć ze mną
to że on nie dojrzał do bycia ojcem i w związku z tym nie godzi się na to nie oznacza że jest dojrzałym człowiekiem, moim zdaniem w tej sytuacji jest wręcz przeciwnie, dla mnie jest niedojrzałym do bycia w związku, którego konsekwencją są dla mnie (wcześniej czy później) dzieci

ale to jest tylko moje zdanie
nikogo nie namawiam do "wkopywania"

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 17:03
0

Pimpek napisał(a):wydaje mi się że postępowanie twoje męża jest w jakiś sposób samolubne
skoro wie że kiedyś będzie chciał i w sumie zawsze będzie mógł powinien też zrozumieć że ty nie zawsze będziesz na to gotowa (fizycznie oczywiście)


Boszeee! Mąż jest samolubny bo na razie nie chce mieć dziecka ! A moze to właśnie taka postawa jest samolubna - bo dlaczego nie zgodzić się z tym, nie pójść na kompromis, dlaczego to żona ma mieć rację ?
Dzieczyny postawcie sie w sytuacji męża/mężczyzny który nie chce na razie mieć dzieic ! Aż tu dowiaduje sie od partnerki, że są w ciąży.
Co zrobicie ? Powiecie -
- moja racja ważniejsza a Ty byłeś samolubny :o
a może
- sama zadecydowałam :o

- alo skłamiecie, ze to wpadka

Jak budować zdrowy związek na krętactwie ? Bo jak inaczej nazwać próbę wrobienia faceta w dziecko ! Nie wiem skąd się bierze takie nieliczenie sie ze zdaniem kochanej osoby ?

Poza tym jak mąż zareaguje na dziecko ? Myślę, że inaczej zareaguje na dziecko wyczekane a inaczej na dziecko, na które nie był gotowy !

I egozimem jest właśnie postawa - to moje zdanie ważniejsze, co tam facet, ja wiem lepiej kiedy pora na dzieci !

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 15:15
0

a nie uważacie że taka postawa takiego pana (nie chodzi mi o tą konkretną osobę ale właśnie o postawę) nie jest jednak troszkę egoistyczna?
zależy oczywiście z czego ona wynika, czy z wygodnictwa czy z innych poważniejszych powodów (materialnych, zdrowtnych)
ale nie zawsze to że ja nie jestem na coś gotowa oznacza że absolutnie nie mogę się na to zdobyć i nie podołam
już wiem że zaraz mi powiecie że dziecko to nie zadanie do wykonania gdzie można zacisnąć zęby i po prostu to zrobić
zgadzm się z tym
ale w tym wypadku to nie takie proste, bo obok takiego faceta jest jeszcze kobieta dla której czas się kończy, dla której macierzyństwo jest być może najważniejsze w życiu i w sumie co taka kobieta może w tej sytuacji według was zrobić?
cierpliwie czekać aż mąż się zdecyduje i modlić się by nie nastąpiło to zbyt późno? bo ja szczerze mówiąc nie czekałabym
tym bardziej, że niewielu znam facetów, którzy mogli by kiedykolwiek powiedzieć że są faktycznie gotowi, ale jednak gdy dziecko już się rodzi nie wyobrażają sobie życia bez niego

Odpowiedz
karlot 2009-06-09 o godz. 15:07
0

Ziutka oczywiście, że posiadanie rodziny- męża, odpowiedzialnego ojca i dzieci. Wiesz, w mojej głowie do tej pory kotłuje się tyle myśli i nadal tyle spraw ktore samej sobie próbuje wyjaśnic, ze na pewno jest wiele rzeczy, do ktorych jeszcze nie doszlam. Vesna- ja zapomniałam o swoich marzeniach, a myslalam o tym jak pomoc mu w zrealizowaniu jego marzen, bylam w stanie poswiecic wszystko- a teraz wiem, ze to był moj błąd, bo w kazdej sytuacji nalezy pamietac ze oprocz szacunku do innych ludzi nalezy rowniez szanowac siebie.
Na pewno w kwestii niedojrzałości do ojcostwa mają do powiedzenia o wiele więcej mężatki i matki, które miały podobny problem i wiedzą jakie mogą byc konsekwencje podjecia takich czy innych decyzji- ja nie radzę, bo uwazam ze nie jestem kompetentna osobą w tej sprawie i pewnie nie obiektywna, po prostu wyraziłam tylko swoje zrozumienie.

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 14:40
0

ziutka napisał(a):Karlot, a co jest dla Ciebie celem - posiadanie dziecka, czy posiadanie rodziny (czyli dziecka z facetem godnym miana ojca i meza)?

Jesli rzecz rozbija sie o posiadanie "kogos do kochania, kto bedzie bezwarunkowo milosc odwazjemnial", to jasne, co sie przejmowac stanowiskiem faceta, postawic go przed faktem dokonanym - najwyzej odejdzie/nie bedzie pomocny/dziecko bedzie tylko na Twojej glowie.


Zgadzam się z Ziutką.

A w kontekście słowa egoizm, które już tutaj padło, to wydaje mi się, że taka hierarcha wartości, o której napisała Ziutka trochę trąci egoizmem właśnie.

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 13:41
0

Karlot, a co jest dla Ciebie celem - posiadanie dziecka, czy posiadanie rodziny (czyli dziecka z facetem godnym miana ojca i meza)?

Jesli rzecz rozbija sie o posiadanie "kogos do kochania, kto bedzie bezwarunkowo milosc odwazjemnial", to jasne, co sie przejmowac stanowiskiem faceta, postawic go przed faktem dokonanym - najwyzej odejdzie/nie bedzie pomocny/dziecko bedzie tylko na Twojej glowie.

Tym bardziej mnie dziwi Twoja wypowiedz w kontekscie tego, co opisalas na Chwili Zadumy... Uwazasz, ze lepiej by bylo dla Ciebie i dziecka, gdybys zaszla w ciaze z tym facetem?

Odpowiedz
karlot 2009-06-09 o godz. 13:27
0

Może rzeczywiście nie wyraziłam się zbyt jasno. Nie chodzi mi o to, że to z jego strony wyłącznie egoizm, moze rzeczywiście nie dojrzał, ale dlaczego to kobieta ma się poświecac, dlaczego to ona ma odkladac macierzyństwo na wieczne nigdy, przecież on na pewno doskonale zdaje sobie sprawe z jej stanu zdrowia.
Ja byłam w podobnej sytuacji (równiez problemy ginekologiczne, potrzeba bycia matka), z tym że nie bylismy jeszcze małżeństwem i tez mi ludzie mówili, ze to w sumie dobrze o nim świadczy, że racjonalnie mysli, ze szczerze mówi, ze nie jest gotowy i ze powinnam to uszanowac. Uszanowałam- wbrew sobie- i teraz mam o to pretensje do samej siebie, ze chcialam poswiecic najwazniejsza sprawe w mojim zycoiu jaka jest maciezynstwo dla faceta, ktory nie był mnie godzien i ktory tak naprawde zasłaniał sie wszystkim, wymyslal coraz to nowe powody i wogole w tym wszystkim nie pomyslal o mnie i mnoich uczuciach.
Moze rzeczywiscie w tej sytuacji jest inaczej, oczywiste jest dla mnie ze nie mozna nikogo zmusiac do bycia ojcem, matka, tylko niestety popatrzylam na ten problem z mojego punktu widzenia. Mam nadzieję, ze sie mylę, ze mąż cos zrozumie po rozmowach, ze jest on naprawde odpowiedzialnym facetem. Goraco tego zycze.

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 04:50
0

Boze!

Moment! Fakt, ze facet nie chce dziecka, bo czuje, ze jest jeszcze niedojrzaly i nie chce brac takiej odpowiedzialnosci to jego wygodnictwo i egoizm??? :o :o

Dziecko to nie jest zabawka. Skoro facet mowi, ze nie jest gotowy, nie czuje sie dojrzaly, to sie wykazuje wyobraznia i BARDZO DOBRZE. Fajnie, zeby sie toto i innym udzielilo

Odpowiedz
karlot 2009-06-08 o godz. 21:07
0

Wiesz- powiem tylko tyle-rozumiem cie, rozumiem co czujesz w momencie, gdy ty tak bardzo chcesz dziecka, zdajesz sobie sprawę ze swojego stanu zdrowia, a twoj facet w ten sposob postepuje i wszystko tłumaczy nieprzygotowaniem i niedojrzałością. To strasznie boli i również uwazam, ze w tej sytuacji to jest z jego strony wygodnictwo i egoizm. Nie twierdze, ze powinnas go "wrobic" w dziecko- mysle ze to nie tędy droga, ale po prostu myśle, ze cię rozumiem.

Odpowiedz
Gość 2009-06-08 o godz. 20:55
0

a ja cie rozumiem doskonale ,
chociaż nie jestem w takiej sytuacji
wydaje mi się że postępowanie twoje męża jest w jakiś sposób samolubne
skoro wie że kiedyś będzie chciał i w sumie zawsze będzie mógł powinien też zrozumieć że ty nie zawsze będziesz na to gotowa (fizycznie oczywiście)

poza tym (zaraz pewnie dostanę za to po uszach ) zgadzam się w zupełnością z powiedzonkiem "czego oczy nie widzą tego sercu nie żal" również jeśli ktoś stosuje taką zasadę wobec mnie (więc nie jestem gołosłowna)

podsumowując : zaryzykowałabym

tylko mnie nie bijcie

Odpowiedz
Gość 2009-06-08 o godz. 16:41
0

Straszne, straszne, że ktokolwiek ma ochotę "wrobić " w dziecko swojego męża. Bo to wrobienie. Skoro nie chce na razie mieć dzieci i to jest jego zdanie to ma do tego prawo. Małżeństwo lub związek to zbyt ważna rzecz by opierać go na podstępach, pułapkach. Gdybym była facetem i wydałoby się, że moja parterka chce mnie wpakować w ojcostwo przy mojej niechęci to ostro bym się na niej zawiodła !

Bebe może rozterki są, może i pytanie dlaczego, ale zawsze jest wyjście. Rozmiawiaj z mężem, powiedz o swoich obawach. I czekaj !

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 16:23
0

doda, poczęści boję sie jednego...a to jest mój czuły punkt...wiem,że mam POC od bardzo dawna i naprawdę wiem bardzo dużo na ten temat,
i wiem że w takim przypadku trzeba się śpieszyć z myśleniem o dziecku i w moim wieku to ostatni dzwonek...boję sie tego (może to głupie) ,że pewnego dnia mąż stwierdzi,że chce dziecko a dla mnie będzie już za późno...boję się tego ,,poczucia winy"
może to brzmi trochę egoistycznie...ale każda kobieta która pragnie kiedyś spełnić się w macierzyństwie a dowiaduje sie ,że być może nie będzie mogła, przeżywa potworne rozterki, dołki i często zadaje pytanie dlaczego...

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 15:59
0

wiesz bebe teraz ci coś powiem tak z przykładu.
Mój kolega ma żonę i oboje chca mieć dzieci (on nawet 3). Problem w tym że ona ma kłopoty z zajściem w ciąże i zaczeła się leczyć. Leczyła się i leczyła i próbowali. On w końcu poczuł się jak masznka do prokreacji. Tak czy siak on póki co nie chce jeszcze dzieci 1) nie czuje się gotowy a 2) ma obecnie trudną sytuację w pracy (nie wie jak długo może jeszcze popracować). Ale ona cały czas chce i jego rozmowy z nią nie dają żadnego efektu ona poprostu chce dziecka. On określa to jako posiadanie nowej zabawki, która juz wszystkie koleżanki posiadają i ona też chce.

Więc może to że twój maż nie chce jest podyktowane innymi względami. Może właśnie jest na tyle dorosły by je dostrzegać a ty ich nie widzisz.

Odpowiedz
agga73 2009-06-06 o godz. 15:30
0

vesna napisał(a):agga73 napisał(a):
za vesna powiem, ze recepty ni ma.
Oj, jak ja nie lubię jak ktoś manipuluje moimi wypowiedziami
juz widzisz ze mnie taka manipulantka ;)

a powaznie, to przepraszam, nie mialam takiego zamiaru.
po prostu zgadzam sie z tym, ze nie ma recepty, bo nie uwazam ze to co zrobilabym na miejscu bebe, to jedyne sluszne rozwiazanie, ze sprawa jest trudna etc.
tyle.

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 15:22
0

agga73 napisał(a):
za vesna powiem, ze recepty ni ma.
Oj, jak ja nie lubię jak ktoś manipuluje moimi wypowiedziami

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 15:16
0

dziękuję wam za zainteresowanie...rozmawiam i będę rozmawiać
mam tylko nadzieję, że te rozmowy wkońcu przyniosą jakiś efekt ... :|
i raczej w moim przypadku nie rozważam innych możliwości ...
mając POC raczej trudno na wpadki...
a sama nie darowałabym sobie , postawienie męża przed faktem dokonanym...

Odpowiedz
agga73 2009-06-06 o godz. 15:06
0

ziutka napisał(a):Skoro uwazasz, ze stawianie faceta przed faktem dokonanym jest takie OK, to sprobuj sobie wyobrazic odwrotna sytuacje - ze to Twoj maz stawia Cie przed faktem dokonanym. Wiem, ze akurat w kwestii ciazy to babka ma wieksze pole do popisu, ale moim zdaniem to nie upowaznia do manipulacji.
uwazam, ze sa sytuacje kiedy moznaby zaryzykowac i podjac taka decyzje samodzielnie. nie ZAWSZE. stawianie przed faktem dokonanym generalnie nie jest ok, i rzecz jasna sama rowniez nie chcialabym aby mnie ktos w ten sposob potraktowal.
akurat w sytuacji bebe (o tyle tylko, o ile ja znam, bo znam dosc pobieznie) moglabym sie pokusic o taki krok. oczywiscie zakladam, ze bebe bardzo zalezy na dziecku.

ziutka napisał(a):I skad gwarancja, ze tatus oszaleje ze szczescia?
nigdy nie ma gwarancji, na tym polega to ryzyko..
nie ma rowniez gwarancji, ze matka ktora na dziecko czeka, nie odrzuci go po porodzie

za vesna powiem, ze recepty ni ma.

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 14:38
0

agga73 napisał(a):z innej beczki: to ze jestem, to wynik malego oszustwa mojej mamy :) ojciec nie chcial wiecej dzieci (mam starszego brata), bo uwazal ze jest za stary, mama bardzo bardzo chciala dwoje. zaaranzowala "wpadke" i nie ukrywam ze jestem jej bardzo wdzieczna :D
dodam, ze kiedy sie urodzilam, moj ojciec oszalal ze szczescia :)

nie mowie, ze zmuszanie do ojcostwa to dobry pomysl (zwlaszcza 20-latka), ale uwazam ze sa sytuacje, kiedy mozna w ten sposob zaryzykowac :)
A ja uważam, że to są zbyt ważne sprawy, żeby stosować taktykę oszukiwania i robienia coś wbrew woli męża.

Jeden przykład (tu akurat Twojej mamy) nie jest dowodem na to, że takie sytuacje dobrze się kończą. Równie łatwo można podać przykłady odwrotne, choć one też nie byłyby dowodami na nic. To są sprawy, na które nie ma prostych recept.

A Tobie, bebe, radzę rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać.

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 14:34
0

Agga73 i to jest wlasnie to, czego sie czepiam.
Skoro uwazasz, ze stawianie faceta przed faktem dokonanym jest takie OK, to sprobuj sobie wyobrazic odwrotna sytuacje - ze to Twoj maz stawia Cie przed faktem dokonanym. Wiem, ze akurat w kwestii ciazy to babka ma wieksze pole do popisu, ale moim zdaniem to nie upowaznia do manipulacji.

Wedlug mnie jest to gruba nieuczciwosc, ponadto dotyczy nie tylko Was dwojga, ale tego dziecka. I skad gwarancja, ze tatus oszaleje ze szczescia?

Odpowiedz
agga73 2009-06-06 o godz. 13:29
0

z innej beczki: to ze jestem, to wynik malego oszustwa mojej mamy :) ojciec nie chcial wiecej dzieci (mam starszego brata), bo uwazal ze jest za stary, mama bardzo bardzo chciala dwoje. zaaranzowala "wpadke" i nie ukrywam ze jestem jej bardzo wdzieczna :D
dodam, ze kiedy sie urodzilam, moj ojciec oszalal ze szczescia :)

nie mowie, ze zmuszanie do ojcostwa to dobry pomysl (zwlaszcza 20-latka), ale uwazam ze sa sytuacje, kiedy mozna w ten sposob zaryzykowac :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 13:01
0

hmm
mam 25 latek
tomek oczko
wie że chce dzidziusia
wie że czas ucieka

mimio to nie jest gotowy
nie zmusze 21-latka do ojcostwa
wiem jednak
co jak i kiedy

skoro nie teraz
- zapytaj kiedy?

Odpowiedz
agga73 2009-06-06 o godz. 11:27
0

ziutka napisał(a):agga73 napisał(a):nie czekaj az maz dojrzeje :) znaczy ja bym nie czekala.
jak zobaczy potomka, to swiat mu sie zmieni, i swiatopoglad.

ja mam odwrotnie, moj maz dojrzal juz dosc dawno i ma do mnie pretensje, ze odkladam poczecie :|
Agga73, to wyprobuj to na sobie. Moze jak zacznie Ci rosnac brzuszek to zmieni sie Twoj swiat?

I co - fajnie, nie?
nie bardzo rozumiem, te ironie :|
oczywiscie, ze wyprobuje TO na sobie, trzymaj kciuki, zeby nam sie udalo w tym roku :) to, ze odkladam, to nie znaczy ze nie chce, a to ze chce, nie znaczy ze sie nie boje.

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 11:20
0

agga73 napisał(a):nie czekaj az maz dojrzeje :) znaczy ja bym nie czekala.
jak zobaczy potomka, to swiat mu sie zmieni, i swiatopoglad.

ja mam odwrotnie, moj maz dojrzal juz dosc dawno i ma do mnie pretensje, ze odkladam poczecie :|
Agga73, to wyprobuj to na sobie. Moze jak zacznie Ci rosnac brzuszek to zmieni sie Twoj swiat?

I co - fajnie, nie?

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 10:48
0

Dota napisał(a):agga73 napisał(a):nie czekaj az maz dojrzeje :) znaczy ja bym nie czekala.
jak zobaczy potomka, to swiat mu sie zmieni, i swiatopoglad.
Carrie co ty chcesz od tej rady jest ok pod warunkiem że jest się gotowym być matką w ostateczności nawet samotną, ale matką.
Znów się czepiam.. ech.. to mi chyba już niegdy nie przejdzie 8)

Odpowiedz
Gość 2009-06-06 o godz. 10:34
0

agga73 napisał(a):nie czekaj az maz dojrzeje :) znaczy ja bym nie czekala.
jak zobaczy potomka, to swiat mu sie zmieni, i swiatopoglad.
Carrie co ty chcesz od tej rady jest ok pod warunkiem że jest się gotowym być matką w ostateczności nawet samotną, ale matką.

Odpowiedz
agga73 2009-06-06 o godz. 09:58
0

Carrie napisał(a):
Na samej Forumi jest opisanych kilka przypadków, kiedy to jednak mąż wielką miłością do dziecka nie zapałał.. a wszystko dlatego, że jeszcze nie był dojrzały do decyzji. :> Dlatego wstrzymałabym się Agga73 z dawaniem takich rad.
to nie byla "zlota rada", tylko to co ja bym zrobila..
co bedzie jak maz dojrzeje majac 45 lat? warto czekac?..

podejrzewam, ze niejedna rozmowe bebe ma juz za soba.
coz trzymam kciuki bardzo mocno :)

Odpowiedz
! Agulka ! 2009-06-05 o godz. 19:49
0

mimo iz nie jestesmy malzenstwme wiem ze moj narzeczony chcialby miec zaraz po slubie dziecko tzn zaraz chcialby zaczac sie starac.... tylko ze ja nie do konca jezcze chyba jestem przekonana co do tego....nie jestem jeszcze chyba w pwlni przygotowana na to....

mysle ze w takich przypadkach najwazniejsza jest rozmowa.... tylko w taki sposob mozna doksc d jakiegos porozumienia .......mysle ze nic na sile i nie koniecznie w mezu pojawi sie instynkt ojcowski.... moze byc wrecz odwrotnie!!!

Odpowiedz
Gość 2009-06-05 o godz. 19:13
0

agga73 napisał(a):nie czekaj az maz dojrzeje :) znaczy ja bym nie czekala.
jak zobaczy potomka, to swiat mu sie zmieni, i swiatopoglad.

Polemizowałabym

Na samej Forumi jest opisanych kilka przypadków, kiedy to jednak mąż wielką miłością do dziecka nie zapałał.. a wszystko dlatego, że jeszcze nie był dojrzały do decyzji. :> Dlatego wstrzymałabym się Agga73 z dawaniem takich rad.

Bebe, porozmawiaj z mężem.. o Waszych obawach, o związku w ogóle, o Twojej potrzebie posiadania Malucha.. Może to coś da :)

Ja w każdym razie trzymam kciuki ;)

Odpowiedz
blumenka 2009-06-05 o godz. 18:30
0

mój mąż zapytany o stanowisko dotyczące potomka
odpowiada tak, że gdyby sam miał podjąć decyzję
to pewnie by tak odkładał i odkładał w nieskończoność
a skoro ja już chcę to pracujemy nad potomkiem teraz :)

Odpowiedz
Nezi 2009-06-05 o godz. 17:46
0

bebe,
myslę, że powinnaś szczerze i powaznie porozmawiać z mężem. Powiedzieć mu dokładnie to co mówi lekarz, a dodatkowo to co sama czujesz.
Zresztą jak poczytasz sobie wątki starających się dziewczyn, zobaczysz że decyzja "już" nie zawsze oznacza, że od razu się uda.

Mój mąż początkowo nie chciał mieć dzieci. Dziś też nie jest tym, który z utęsknieniem spogląda w wózki. Po wizytach u znajomych z dziećmi, zastanawia się czy wogóle chce mieć własne. Ale staramy się już 7 miesiąc... właściwie 7 miesięcy już za nami, to już 8 miesiąc. I nie mam stwierdzonej żadnej choroby.
Staramy się głównie dlatego, że zobaczył jak bardzo tego pragnę. Mam nadzieję, że instynkt ojcowski pojawi się u niego po pojawieniu się bobasa na świecie... no może jak się pojawi większy brzuszek :D ;)

Odpowiedz
agga73 2009-06-05 o godz. 17:45
0

nie czekaj az maz dojrzeje :) znaczy ja bym nie czekala.
jak zobaczy potomka, to swiat mu sie zmieni, i swiatopoglad.

ja mam odwrotnie, moj maz dojrzal juz dosc dawno i ma do mnie pretensje, ze odkladam poczecie :|

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie