• DobraC odsłony: 4209

    Dzielny tata czyli porod rodzinny :)

    No wlasnie - ciekawa jestem Waszych "doznan" w trakcie porodu rodzinnego, zachowan Waszych mezow/partnerow... Spelnili Wasze oczekiwania? Zaskoczyli Was czyms?

    I - troche organizacyjnie - jakie rzeczy warto przygotowac dla przyszlego taty do szpitala.

    Mam tez pytanie od meza ("ej no kochanie, zapytaj tam dziewczyn na tym swoim forum..." lol ) - czy trzeba miec to zielone ubranko, jesli nie to co mozna w zamian (maz sie obawia ze w tym ubranku odplynie bo jemu zawsze goraco), jesli tak to moze jest jakas wersja light - bardziej oddychajaca?

    Podzielcie sie :)

    Odpowiedzi (24)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-12-03, 22:53:23
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-12-03 o godz. 22:53
0

Mój był choć sie nie deklarował.
Pomógł mi ogromnie, podtrzymywał na duchu, nie byłam samotna w tej chwili, miałam ogromne wsparcie.

Odpowiedz
Grzybowa 2010-12-03 o godz. 20:13
0

Moim zdanie małżon jak najbardziej jest potrzebny. Mój T. podczas porodu dzielnie pomogał mi tj. przecierał twarz, przytrzymywał mnie na piłce a w ostatniej fazie porodu powtarzał komendy położnej - bo ja jej w ogóle nie słyszałam. Taka skupiona byłam ;) lol
Poza tym jak wzięli Malutką do kąpania, ważenia i mierzenia był już z nią cały czas. A potem to już tylko na rękach tatusia lol

Odpowiedz
Gość 2010-12-03 o godz. 19:56
0

Mój mnie caly czas rozsmieszal, przez niego przegapilam poczatek partych i prawie urodzilam w wc lol
Byl przez caly czas nawet podczas podawania zzo i koncentrowal sie tylko na mnie.
Nigdy nie byl dla mnie wspanialszym mezem niz tego dnia.

Odpowiedz
Gość 2010-11-05 o godz. 19:22
0

Mój mąż był ze mną i generalnie generalnie w pierwszej fazie to się przydaje mieć kogoś obok, pogadać itp;) ale później jak już oksytocyna rozkręciła mi skurcze na maksa, to było mi chyba nawet obojętne czy ktoś ze mną jest czy nie. Nie byłam w stanie mówić (naprawdę- po moim porodzie byłam zdziwiona jak kobiety to robią, ze krzyczą - bo mi całkowicie odebrało głos, mogłam mówić tylko szeptem i tylko między skurczami), położna kazała mężowi masować mi plecy, jak wyszła ja prosiłam, żeby tego nie robił, nie przynosiło mi to ulgi tylko denerwowało, kazali mu pomagać mi ćwiczyć na piłce - a mnie te ćwiczenia okropnie wkurzały... No i biedny siedział tak ze mną tyle godzin bojąc się odezwać, czy zrobić cokolwiek, żeby mnie nie drażnić ;)
Dobrze, że mąż był ze mną, bo sama świadomość tego, że jest dodawała mi otuchy, pomagał się umyć, wytrzeć, był kiedy okazało się, ze trzeba szybko robić cięcie, był gdy mnie do niego przygotowywano, ale kiedy pani dr spytała czy chce iść na blok operacyjny, to się zawahał, a mi to wtedy było kompletnie obojętne. Nie poszedł ale siedział pod salą i czekał na Maćka a potem na mnie.

Odpowiedz
agie 2010-11-05 o godz. 18:52
0

No to ja inaczej. Mnie moj maz doprowadzal do pasji szewskiej. Nie zeby robil cos nie tak.Absolutnie nie! Ale, ja to taka jestem osoba, ze lubie robic wszystko po swojemu.No taki model i juz. Natomiast moj maz jak mantre powtarzal, ze mam oddychac, tak jak nas uczyli w szkole rodzenia.A mnie nie pasowalo akurat tak oddychac.Ja chcialam po swojemu, bo wtedy mnie mniej bolalo. Malo sie z nim nie poklocilam. Poza tym jakos bardzo sie skupilam na tym co sie dzieje ze mna, bylam spiaca i nie chcialo mi sie gadac a on nawijal jak szalony.Moze z nerwow? Skutek byl taki, ze go wyrzucilam z sypialni.Powiedzialam, ze jak bede cos potrzebowac to zawolam. To jeszcze w domu. Do szpitala jechal jak na wycieczke, bo polozna powiedziala, ze jeszcze dlugo to wszystko potrwa i mamy sie POWOLI zbierac do szpitala. Wiec on wzial to doslownie i wlokl sie okropecznie. W samym szpitalu zakumal, ze ja malo komunikatywna jestem i sie nie odzywal.Chyba ze zapytany A samego porodu nie pamietam!serio.Poszlo bardzo szybko i nie moge sobie przypomniec.Wiem, ze cos do mnie mowil ale co??POjecia nie mam.
Sumujac: to jednak chyba z mezem.Mialam na kim emocje odreagowac.A to znosil z anielskim spokojem. lol

Odpowiedz
Reklama
okruszek 2010-11-04 o godz. 19:09
0

Ja rodzilam na Solcu i moj maz ubrany byl w T-shirta i spodnie dresowe a na nogach mial klapki. Nie trzeba zadych zielonych wdzianek :D

U nas dopiero po naukach w szkole rodzenia maz zdecydowal sie byc przy poprodzie i nie zaluje tego. On tez z tych wrazliwszych na krew a podczas punktu kulminacyjnego stal prawie w nogach i patrzyl jak wychodzi glowka, jak polozna nacina i docina, jak rodzi sie Mateuszek... I jak zobaczylam lzy wzruszenia na jego twarzy to... NIGDY NIE ZAPOMNE TEJ SYTUACJI!!!
Podczas pierwrszej fazy porodu masowal plecy, sciskal moja reke kiedy szedl kurcz, poprawial podusie, podawal wode do picia... Nie wyobrazam sobie rodzic inaczej i mimo, ze wiem jak to wyglada to kolejny porod tez TYLKO z MEZEM!

Odpowiedz
Cathy502 2010-11-02 o godz. 23:35
0

U nas poród rodzinny nie był w planach, mąż nie chciał a ja nie nalegałam...
Zjawił się jednak na porodówce i został. Gdyby nie on nie mam pojęcia jak by sie to wszystko zakończyło.
Podczas porodu wystąpiły komplikacje...położna zjawiała sie tylko ,jak mąż ją zawołał, ogólnie personel szpitala czuł klimat wakacyjny (rodziłam w lipcu) i za bardzo nie przejmował sie pacjentami (miałam takie wrażenie). Gdyby mąż "nie ustawił ich do pionu", marnie by ze mną było....dzięki interwencji męża zjawiło się nagle 3 lekarzy, 2 położne i pielęgniarka....niestety poród zakończył się cc (męża wyprosili z sali) ale jestem mu bardzo wdzięczna,że był przy mnie i wszystko załatwiał ,bo ja nie byłam wstanie, prawie mdlałam...
Warto mieć kogoś bliskiego przy sobie w takiej chwili ,nie tylko po to aby pocieszał i trzymał za rękę , choć to bardzo ważne

Odpowiedz
matylda_zakochana 2010-11-01 o godz. 03:40
0

Nie wyobrażam sobie, żeby akurat męża mogło w tym ważnym dla nas momencie nie być. To jemu najłatwiej było mi tam o wszytskim powiedzieć, na niego było mi się najłatwiej wydrzeć tak bez powodu i to on wiedział, kiedy chce mi się pić.
Bez niego napewno nie wspominałabym tak dobrze mojego porodu.

Dla niego też to było niesamowite przeżycie, do tej pory ze zdziwieniem opowiada o tym przeżyciu.

Teraz doskonale zdaje sobie strawe jaką ma dzielną żonkę :)

Odpowiedz
margo203 2010-10-30 o godz. 20:20
0

Mój mąż od samego początku mówił że nie bęzie towarzyszył mi przy porodzie, ale jak zadzwoniłam do niego w nocy że rodzę odrazu się zajwił!
Jak się później sam przyznał to chyba pierwszy raz w życiu takszybko przemierzył ten odcinek drogi!

bardzo mnie wspierał, podawał wodę jak miałam zaschnięte usta i wogule nie wyobrażam sobie porodu bez niego! On zresztą też się cieszy że przyjechał!

U nas wymagane jest to zielone ubranko i buty :P

Odpowiedz
TYGRYS 2010-10-24 o godz. 15:09
0

Mój mąż nie był takim typem zagrzewającym do ``walki`` , miał trochę wystraszoną minę w niektórych momentach (chociaż udawał ze wcale nie ) ale tez nie mogę sobie wyobrazić porodu bez niego .

I ja nie liczyłam na to ze mój mąż zapamięta gdzie co się w torbie znajduje .
Wszystkie rzeczy w torbie były popakowane w torebki plastikowe .
Pielęgniarka mówiła proszę podać ubranka dla dziecka a ja mu mówiłam podaj niebieską torbę , jest w bocznej kieszonce itd

(Mój mąż może spać wszędzie więc z drzemką na porodówce nie było problemów . Spał chyba z godzinę na kanapie - no ale wtedy dopiero się rozkręcało więc nie mam mu za złe ).

Odpowiedz
Reklama
WhiteRabbit 2010-10-24 o godz. 02:35
0

fjona napisał(a):WhiteRabbit napisał(a):Dobra, wiesz... Gdyby nie mój mąż, to bym nie urodziła ;)
Mówię prawie serio :D
Bardzo mi pomógł.
w szczególności wtedy kiedy Maciek już wychodził a przy mnie byli lekarz i 3 połozne i kazdy cos gadał, mąz szeptał mi na ucho co mam robić (domyslam sie, ze powtarzał po lekarzu :) ) i to było dla mnie niezmiernie ważne!

O tak, przypomniało mi się!
Niczyje słowa do mnie nie docierały, wszystko musiał mi powtarzać R.!
Nie wiem dlaczego. Słyszałam, że położna mówi: "Teraz przyj", ale parłam dopiero, jak R. mi to powiedział ;)

Odpowiedz
fjona 2010-10-24 o godz. 02:30
0

WhiteRabbit napisał(a):Dobra, wiesz... Gdyby nie mój mąż, to bym nie urodziła ;)
Mówię prawie serio :D
Bardzo mi pomógł.
w szczególności wtedy kiedy Maciek już wychodził a przy mnie byli lekarz i 3 połozne i kazdy cos gadał, mąz szeptał mi na ucho co mam robić (domyslam sie, ze powtarzał po lekarzu :) ) i to było dla mnie niezmiernie ważne!
do tego bardzo mi się podobało, że poszedł przeciąć pępowinę i zaraz do mnie wrócił . przy ważeniu i oględzinach macka była moja mama. a mąz cały czas nadal był przy mnie. razem się smialismy i przytulalismy i całowaliśmy. az trudno uwierzyć.
chętnie bym se jeszcze raz rodzinnie urodziła :)

masz racje Króliku, miło powspominać...

Odpowiedz
DobraC 2010-10-24 o godz. 02:29
0

dzieki dziewczyny, pozwolcie ze Wasze wypowiedzi skopiowane do dokumentu wysle do meza.. strasznie sie przejmuje tematem :)

na solcu nie trzeba zielonych ubranek?? o rany, byloby super...

to juz wiem co dolozyc do rzeczy do spakowania :)

super sie czyta Wasze wypowiedzi....
dzieki raz jeszcze

Odpowiedz
Gość 2010-10-24 o godz. 00:01
0

spedziłam 6 godzin na porodówce i małż był ze mną :) i nie wyobrazam by mogło być inaczej; gadał ze mną, trzymał za rekę, wycierał brzuch po usg a przede wszystkim pocieszał :) i założył te nieszczesne zielone wdzianko

Odpowiedz
Akna74 2010-10-23 o godz. 23:53
0

nie powiem nic odkrywczego - tez nie wyobrazam sobie porodu bez meza. Ale nie nalegałam bo wiedziałam ze moj z tych wrazliwych (co potem okazało sie nie prawda bo był dzielniejszy ode mnie). Mimo iz moj poród skonczył sie cc, na poczatku i przy partych dzielnie ocierał mi pot z czoła i trzymał za nogi. Tez wiedział dobrze czego nie chce widziec i nie zagladał tam poprostu choc mówił ze krwi było pełno.
Po cc pokazali mi małego zabrali umyc i ubrac i tam maz spedził znim pierwsze 20min jego zycia sam na sam patrzac sobie w oczka ;)))) zasłuzył na takie przezycia ;)
W naszym szpitalu były zielone ubranka pod które moj maz załozył krótkie spodenki i koszulkę, no ale to był czerwiec.

Odpowiedz
Gość 2010-10-23 o godz. 20:44
0

mój mąż jak jeszcze nie byłam w ciąży by przeciwny porodom rodzinnym, jak w ciążę zaszłam to on był na 100% zdecydowany za a ja miałam obiekcje, ale dobrze, że był ze mną.

trzymał mnie w czasie znieczulenia, potem patzrył na ktg i mówił "kochanie, oddychaj bo masz skurcz", potem pomagał przy parciu.

a jak się poryczał gdy zobaczył Julę... do końca życia tego nie zapomnę...
a potem opowiadał mi jak ją widział jako pierwszy, jak się przyglądała, jak jej pilnował w czasie badania.

ale najlepszy był moment jak się urodziła Jula, J. miał przecinać pępowinę a nasz położnik poprosił o instrukcję obsługi aparatu i stali tak sobie chłopcy i się bawili tym aparatem lol

Odpowiedz
Gość 2010-10-23 o godz. 20:32
0

Moj maz bardzo sie sprawdzil. Rodzilam 18 godzin, wiec troche by mi bylo nudno ;)

Tak naprawde to bardzo mi pomogla swiadomosc, ze jest. W sumie malo rozmawialismy, bo ja zwijalam sie w bolu, ale baaardzo mi to pomagalo. Natomiast po porodzie wiele razy opowiadalismy sobie i wspominalismy te chwile, bo kazdy z nas zapamietal rozne rzeczy. No i tez mial nie patrzec, ale jak przyszlo co do czego to krzyczal "Juz jest glowka Hubercika! Ale ma wlosow".

On natomiast jest bardzo szczesliwy, ze byl. I jedyne co opowiada, ze mu tak strasznie goraco bylo. W grudniu wyszedl przed szpital i chodzil na boso, bo tak go stopy palily :) On tez z tych latwo przegrzewajacych sie. Polecam wiec lekkie ubranie i duzo wody.

Odpowiedz
Gość 2010-10-23 o godz. 20:11
0

Dobra - ty chyba chcesz rodzic na Solcu, a tam ubranek nie trzeba :D Tylko ochraniacze na buty musi włozyc, ewentulanie klapki z domu przynieść... Połozne staraja się angażowac ojca w poród - np pokazuja jak masować krzyc, każa pilnowac picia wody, a podczas parcie nogi podtrzymywac itp. Na cesarkę mojego nie wpuścili, ale to nie dziwne, bo sprawa była bardzo nagła :( Za to potem mógł sobie siedziec z dzidziusiem, jak ja lezałam nieprzytomna. Minusy: nie wpuszczają tatusiów do sali pooperacyjnej ( i nikogo innego zresztą też) a z sal zwykłych tez często poza godzinami odwiedzin przeganiają (zalezy jaki lekarz jest akurat na dyzurze) Także wcale nie jest tak jak pisza w GW "rodzić po ludzku" że tata może byc po porodzie tyle ile chce...

Odpowiedz
Gość 2010-10-23 o godz. 20:01
0

Wołominie nie ma ubranek jeśli się przywiezie własne ciuchy na zmianę - jeśli to kogoś interesuje.

Odpowiedz
m. 2010-10-23 o godz. 19:16
0

Corgi napisał(a):(wyszedł tylko na chwilkę, jak anestezjolog wbijał mi w kręgosłup rurkę ze znieczuleniem)
Jeszcze a propos znieczulenia, jeśli anestezjolog nie wyśle męża na przymusowy spacer w czasie podawania znieczulenia, zrób to sama lub dopilnuj żeby nie patrzył w tamtą stronę.
Znam 3 przypadki panów, którzy zbyt ciekawi byli i się mdleniem kończyło. A zaznacze, że panowie raczej z tych 'mientkich' nie są ;)

Mój mąż od początku wiedział czego zobaczyć nie chce i trzymał się tej decyzji. I cieszę się bardzo, bo nie miał z tym związanych szoków ani omdleń, a co za tym idzie lekarze na mnie skupiali uwagę, a nie na niego lol

Odpowiedz
m. 2010-10-23 o godz. 19:10
0

Mój mąż też się sprawdził, mimo że miał do końca wątpliwości czy chce być przy porodzie. Jednak argument, że jak nie on to moja mama przekonał go natychmiast lol

Mąż wprawdzie wydawał się mi oszołomiony całą sytuacą (szczególnie w II fazie porodu), ale jednak samą obecnością dodawał mi sił.

Dostał ubranko obowiązkowo, ale jakoś szczególnie nie narzekał. Podejrzewam, że Twój mąż nie będzie zwracał uwagi na wdzianko, bo dookoła niezłe rzeczy się będą działy ;)

Jeszcze jedno: widok męża ze łzami w oczach w momencie jak zobaczył pierwszy raz Ankę - BEZCENNE!

Odpowiedz
Corgi 2010-10-23 o godz. 17:10
0

Mój małżonek towarzyszył mi podczas całego porodu (wyszedł tylko na chwilkę, jak anestezjolog wbijał mi w kręgosłup rurkę ze znieczuleniem). Cały czas był w swoim prywatnym ubraniu, nikt nie kazał mu zakładać żadnego kitla. Jak robiło sie gorąco, to mógł otworzyć okno. Praktycznie cały czas (do momentu skurczy partych) byliśmy w pokoju sami, we dwójkę. Dzięki temu mogliśmy ten czas spędzić w fajnej kameralnej atmosferze. Gdybym miała tam być sama, to byłoby mi trochę smutno.

Odpowiedz
Gość 2010-10-23 o godz. 16:57
0

zaskoczenia... że na porodówce, będąc debiutującym tatusiem, da się drzemać. może z nerwów ;). ale to tylko na początku.

a bardziej serio - mąż sprawdził się bardzo, nawet samą swoją obecnością. i dobrze, że był, następnym razem zdecydowanie powtórka.

Odpowiedz
WhiteRabbit 2010-10-23 o godz. 16:24
0

Dobra, wiesz... Gdyby nie mój mąż, to bym nie urodziła ;)
Mówię prawie serio :D
Bardzo mi pomógł.

Zielonego ubranka u nas nie trzeba było mieć (ale nie rodzisz tam, gdzie ja rodziłam ;)). R. był spocony, zmęczony (bo ja wcale... 8)). Dobrze mieć wodę do picia. Dobrze, jak mąż wie, co i gdzie masz w swojej torbie. R. musiał wyszukać ubrania dla Filipa, pieluszkę, podać mi wodę, ręcznik. Właściwie położna też to może zrobić, ale może być zajęta ;) Nasza sprawdzała mi krocze (ochrona).
Parłam na kucaka, a między parciami stałam i się opierałam o R.. R. mnie dźwigał i pomagał zjeżdżać na parter (na kucaka) ;)

Przed porodem rozmawialiśmy o tym. Zaznaczyłam, że ma nie patrzeć! lol On się bał, że go będą musieli wynieść ;)
Było zupełnie inaczej. Po pierwsze patrzał! On pierwszy zobaczył główkę, dotknął i kazał mi dotknąć (ale się bałam :D). Potem patrzał, jak mnie zszywają Pytałam się go później, jaki mam szew, jaki kolor nici... lol
Był nieziemsko podekscytowany faktem, że przeciął pępowinę (wcześniej mu mówiłam, co to oznacza - z odcięciem pępowiny dziecko musi samo pobrać tlen z zewnątrz).
Miał tyle energii, adrenaliny, że nie spał całą noc (Filip urodził się o 20:55).

Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Gdybym jeszcze raz miała decydować (poród rodzinny, czy nie), zadecydowałabym tak samo. Co więcej - zrozpaczona byłabym, gdyby R. nie mógł być ze mną ;)
Cieszy się, że byliśmy przy tym razem (no, ja musiałam, on mógł... ;))

Aha, rodziłam siłami natury.

Fajnie powspominać... :)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie