-
Gość odsłony: 2388
Mały K.
Jest pewien mały, uroczy chłopczyk. Nazywa się K. i ma niecałe 5 lat. Mały K. jest dzieckiem mądrym, rozsądnym z nieśmiałym, ale z jakże szczerym uśmiechem :P .
Mały K. od ponad pół roku znajduje się w pogotowiu opiekuńczym.... W pogotowiu tym pracuje moja siostra.
Mały K. był ostotanio dwa razy w domu moich rodziców, akurat ja też u nich wtedy byłam. Moja siostra wzięła go z pogotowia na spacer i przyszła do moich rodziców pokazac mu naszego pieska.
Mały K. zawładnął sercem moim, mojej siostry, a przede wszystkim moich rodziców. (Mój mąż jeszcze go nie poznał).
Od ostaniej wizyty ( w czwartek), moi rodzce rozmawiają już tylko o małym K. Boże gdybyście widziały jak moim rodzicom i małemu świeciły sie oczy kiedy razem bawili sie w ogrodzie.
Ja też nie potrafie przestać o nim myśleć.
Moja siostra strasznie chciałaby aby moi rodzice stworzyli dla małego rodzinę zastępczą (oczywiscie mały zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy - on myśli, że po prostu przychodzi odwiedzić pieska).
Moi rodzice widze że maja mętlik w głowie, z jednej strony są to ludzie z sercem na dłoni, ktorych bardzo wzruszył los małego, ale z drugiej strony twierdzą, ze sa już za starzy na rodziców (mama ma 45 lat, tata 47), ze wyszli z wprawy, nie maja juz tyle energi itp.... My z siostra nie możemy ich namawiać - to musi być ich decyzja.
Ja siebie i męża nie widzę narazie w o ogóle jako rodziców, siostra ma dopiero 20 lat.
Mały K. ma nas odwiedzić pod koniec tygodnia.
Boże jakie to życie jest skąplikowane. Strasznie mi tego dziecka szkoda. W ogóle szkoda mi tych wszystkich dzieci w osrodku. W czwartek przeryczałam cały wieczór, mąż był w szoku widząc jak ja to przeżywam. Chyba nigdy nie widział,żebym coś tak bardzo przeżywała. W piatek rano jadąc do pracy łzy mi ciekły myśląc o małym K. i o tych wszystkich biednych dzieciach, musiałąm sobie wziac tabletke na uspokojenie, bo nie byłabym w stanie pracować. Ja chyba jestem nienormalna. Teraz też łzy mam w oczach.
Czuję sie bezsilna. Jest mi z tym źle. Beznadziejna sytuacja.
Sorka chciałam sie wygadać.
fjona napisał(a):Mercia, wierzę, że sytuacja nie jest łatwa i wszyscy sie bijecie z myslami. trzymam kciuki, żeby wszystko ułożyło się jak najlepiej dla was wszystkich, w tym również oczywiście dla K.
a ja mam pytanie do dziewczyn obeznanych z tematem: jaka jest różnica między rodziną zastepczą a adopcją, pod względem trudności w dopuszczeniu do niej?
Rodzina zastępcza, to forma prawnej opieki nad dzieckiem. W odróżnieniu od adopcji, w przypadku rodziny zastępczej nie jest konieczne pozbawienie praw rodzicielskich rodziców biologicznych. Rodzina zastępcza wypełnia obowiązki rodzicielskie bez przyjmowania pełni rodzicielskich praw.
tutaj poczytasz o rodzinie zastępczej http://babyonline.pl/rodzice_adopcja_rodzina_zastepcza_rodzina_zastepcza_artykul,1065.html
Natomiast adopcja to przysposobienie, forma przyjęcia do rodziny osoby obcej, stwarzająca stosunek analogiczny do pokrewieństwa.
A tutaj o rodzinie adopcyjnej http://babyonline.pl/rodzice_adopcja_rodzina_zastepcza_rodzina_adopcyjna_artykul,1048.html
mycha526 napisał(a):a moze Twoi rodzice potrzebuja troche czasu?moze niedługo stwierdza, ze zyc jkuz bez K nie moga?:)
Też myślę, że czas zrobi swoje. Nic na siłę.
a moze Twoi rodzice potrzebuja troche czasu?moze niedługo stwierdza, ze zyc jkuz bez K nie moga?:)
w kwestii krzywdzicie, czy nie sprowadzajac go do was w odwiedziny? wydaje mi sie, ze NIE, ale mysle, ze zawsze musicie mowic mu prawde, jesli zapytałby kiedys, czy moze u was mieszkac, itp. i przede wszytskim NICZEGO mu nie obiecywac, czego mozecie nie spełnic. jesli sytuacja bedzie trwała mysle, ze mały zacznie pytac...
a teraz K ma chociaz troche radosci dzieki wam w zyciu:)
Mercia, wierzę, że sytuacja nie jest łatwa i wszyscy sie bijecie z myslami. trzymam kciuki, żeby wszystko ułożyło się jak najlepiej dla was wszystkich, w tym również oczywiście dla K.
a ja mam pytanie do dziewczyn obeznanych z tematem: jaka jest różnica między rodziną zastepczą a adopcją, pod względem trudności w dopuszczeniu do niej?
Mika w Bytomiu rodzina ma teczkę - nie wiem czy tylko początkowo do uzyskania "zaufania" czy tak na zawsze. Mops wypłaca pieniadze a co pół roku do teczki musza spływać rachunki za wydatki na dziecko równe conajmniej 80% dotacji. Wiadomo, ze jak ktoś w przydrożnym barze kiełbaskę kupi to nie weźmie faktury ale 80% musi być rozliczone.
Wiem że w "sąsiednich" osrodkach to była norma więc sądzę że jest na to jakaś podstawa prawna - pewnie ustawa o Pomocy Społecznej albo jakiś osobny przepis. Poszukam.
Amst od kiedy rodziny muszą się rozliczać z pieniędzy ? Pytam z ciekawości czy to nowy przepis ?
Odnośnie różnicy wieku to osoby w średnim wieku nie mają kłopotów z założeniem rodizny zastępczej, jednak różnica wieku powinna wynosić około pokolenie - co najmniej 18 lat. ( chyba, że jest to spokrewniona rodzina zastępcza wtedy te 18 lat jest wystarczające )
Jestem ogromnym przeciwnikiem rodzin zaprzyjaźnionych, to mało dobrego wnosi w życie dzieci.
marcia powodzenia :)
amst napisał(a):Nie wiem dlaczego nie udało się w Twojej rodzinie, przykro mi.
U nas największą przeszkodą okazał się skorumpowany sędzia, który już sędzią nie jest, ale zanim wszytsko się wyjaśniło minęło dużo czasu i nie chcieliśmy po raz kolejny zmieniać dziecku otoczenia.
Aleks24 napisał(a):Oleta napisał(a):amst napisał(a):
W każdym razie zawsze jest jeszcze instytucja "rodziny zaprzyjaźnionej" tylko że to tak naprawdę mydlenie oczu ale nie w złym sensie tylko bez przyszłości.
Dlaczego tak uważasz...?
Moja ciotka z wujem byli rodziną zaprzyjaźnioną dwójki dzieci z domu dziecka od ich wieku przedszkolnego, aż do dorosłości.
Dzieciaki zawsze mogły na nich liczyć, b.często ich odwiedzały, wspólne święta, wakacje...
Wyprawili im komunię, bieżmowanie.
W zeszłym roku pomogli dziewczynie wyprawić wesele i byli na nim najważniejszymi gośćmi.
"Dzieciaki" są już dorosłe, ale ciocia z wujkiem pomagają im nadal, a one odwdzięczają się tym samym - bo w końcu wujostwo już nie najmłodsi.
Nie wiem dlaczego masz takie nienajlepsze zdanie o instytucji rodziny zaprzyjaźnionej?
Myślę, że chodziło o to że to bardzo trudne, bo dzieciaki szybko robią sobie zbyt wielką nadzieję, że rodzice wezmą ich do siebie. Trudno im złapać dystans. W weekendy mają rodzinę, a w poniedziałek powrót do molochu. Ogromnie to przykre,ale wszystko zależy od psychiki dziecka...
Dokładnie o to. Znam oczekiwanie na wizytę/telefon od strony dzieci. To tak jak różnica między małżeństwem a konkubinatem - dla jednych tylko pozorna a dla innych nie do przeskoczenia. Zrozumienie tej różnicy wymaga dojrzałości a dzieci jej nie mają. Są z natury ufne, oczekujące.
Jeśli rodzina jest "rzetelna" to nikt nie powie złego słowa ale każda wpadka jest b.b.b. trudna do zaakceptowania dla dziecka.
Dlatego czasem/czesto ze względu na dobro dziecka lepiej uprawomocnić taką relację.
matylda taka reguła nie jest tak sztywna w przypadku rodziny zastępczej ale raczej bierze się pod uwagę indywidualne "możliwości" kadydatów niż de facto ramy prawne. Poza tym nalepiej jest aby dziecko brane w rodzinę zastępczą było młodsze niż dzieci "własne" bo rodzice już zetknęli się z typowymi dla wieku problemami.
Nie wiem dlaczego nie udało się w Twojej rodzinie, przykro mi.
Nie wiem czy byliście objęci specjalnym wsparciem dla rodzin zastępczych - teraz ośrodki prowadzące szkolenie rodzin mają obowiązek posiadać grupę wsparcia albo co najmniej psychologa.
Czasem jest też tak, że informacja jaką rodzina otrzymuje o dziecku jest niewystarczająca i różne sprawy wychodza "w praniu" a czasem nawet mimo najszczerszych chęci i znajomości dziecka - jego problemy przerastają rodzinę zastępczą. Od tego jest "Zawodowa rodzina zastepcza" gdzie co najmniej jeden z rodziców jest specjalistą po specjalnych szkoleniach potrafiącym opiekować się dzieckiem wyjątkowo skrzywdzonym lub zaniedbanym.
Przy okazji mam takie pytanie. Przy normalnej adopcji różnica wielku między dzieckiem a rodzicem adopcujnym nie może być większa niź 40 lat, tak? Czy w przypadku rodziny zastępczej ta reguła nie obowiązuje?
Odpowiedz
Oleta napisał(a):amst napisał(a):
W każdym razie zawsze jest jeszcze instytucja "rodziny zaprzyjaźnionej" tylko że to tak naprawdę mydlenie oczu ale nie w złym sensie tylko bez przyszłości.
Dlaczego tak uważasz...?
Moja ciotka z wujem byli rodziną zaprzyjaźnioną dwójki dzieci z domu dziecka od ich wieku przedszkolnego, aż do dorosłości.
Dzieciaki zawsze mogły na nich liczyć, b.często ich odwiedzały, wspólne święta, wakacje...
Wyprawili im komunię, bieżmowanie.
W zeszłym roku pomogli dziewczynie wyprawić wesele i byli na nim najważniejszymi gośćmi.
"Dzieciaki" są już dorosłe, ale ciocia z wujkiem pomagają im nadal, a one odwdzięczają się tym samym - bo w końcu wujostwo już nie najmłodsi.
Nie wiem dlaczego masz takie nienajlepsze zdanie o instytucji rodziny zaprzyjaźnionej?
Myślę, że chodziło o to że to bardzo trudne, bo dzieciaki szybko robią sobie zbyt wielką nadzieję, że rodzice wezmą ich do siebie. Trudno im złapać dystans. W weekendy mają rodzinę, a w poniedziałek powrót do molochu. Ogromnie to przykre,ale wszystko zależy od psychiki dziecka...
Mam nadzieję, że chłopczyk trafi do Waszej rodziny. Pewnie to łatwa decyzja nie będzie, ale może obawy Twoich rodziców się rozwieją o stworzą dla malca szczęśliwą rodzinę. Jaka by decyzja nie była, to musi być ich decyzja.
Moja rodzina jakiś czas temu miała podobną sytuację, chodziło o stworzenie rodziny zastępczej dla rocznej dziewczynki, niestety się nie udało :( Teraz bardzo wszyscy tego żałują.
amst napisał(a):
W każdym razie zawsze jest jeszcze instytucja "rodziny zaprzyjaźnionej" tylko że to tak naprawdę mydlenie oczu ale nie w złym sensie tylko bez przyszłości.
Dlaczego tak uważasz...?
Moja ciotka z wujem byli rodziną zaprzyjaźnioną dwójki dzieci z domu dziecka od ich wieku przedszkolnego, aż do dorosłości.
Dzieciaki zawsze mogły na nich liczyć, b.często ich odwiedzały, wspólne święta, wakacje...
Wyprawili im komunię, bieżmowanie.
W zeszłym roku pomogli dziewczynie wyprawić wesele i byli na nim najważniejszymi gośćmi.
"Dzieciaki" są już dorosłe, ale ciocia z wujkiem pomagają im nadal, a one odwdzięczają się tym samym - bo w końcu wujostwo już nie najmłodsi.
Nie wiem dlaczego masz takie nienajlepsze zdanie o instytucji rodziny zaprzyjaźnionej?
dzięki amst za wsparcie.
A czy my nie wyrządzamy krzywdy temu dziecku? Tym, ze nas odiwedza a potem musi wracać do ośrodka? Oczywicie tak jak pisałam, Mały myśli, że przychodzi pobawić się z psem, nie zadajemy mu żadnych pytań typ: podoba ci sie u nas? chciałbyś tu zostać itp?
Moja siostra (studiuje pedagogikę resocjalizacyjnaąi pracuje w tym pogotowiu) twierdzi, że nie robimy mu krzywdy (ewentualnie robimy krzywdę sobie przeżywajac to tak bardzo )
Moja mama, która rozmawiała z psychologiem, też twierdzi, ze nie robimy mu krzywdy, wrećz przecinie organizujemy mu czas itp
Tata to w ogólel załamany losem dzicka nie wie co myśleć :|
Ja mam mieszane uczucie i boję się, ze my go nieświadomie krzywdzimy
Marcia jest mi smutno jak tobie. Z racji pracy znam historie takich dzieci - liczne historie.
Wiem jak trudna jest decyzja o podjęciu się roli rodziny zastepczej ale właśnie najczęściej własne doświadczenie w byciu rodzicem własnych "odchowanych" dzieci daje energię ludziom którym się wydaje że jej nie mają. Że już "za późno".
Wierzę że historia małego K. skończy się dobrze. Że znajdzie opiekunów -w Twoich rodzicach a może u kogoś innego.
Rodzina zastepcza dostaje wsparcie finansowe na utrzymanie dziecka - Z KTóREGO MUSI SIE ROZLICZAC - podkreślam to bo wiele osób uważa że to sposób na "zarabianie" - nie myślę tu o Twojej historii. Gdybyś potrzebowała informacji "techniczych" pisz do mnie na priv.
Dobrze, że są ludzie którzy się wzruszają na widok takiego dziecka i że oprócz tego coś jeszcze robią i "poczuwają" się.
W każdym razie zawsze jest jeszcze instytucja "rodziny zaprzyjaźnionej" tylko że to tak naprawdę mydlenie oczu ale nie w złym sensie tylko bez przyszłości.
Aleks my też z siostrą myślimy że rodzice nie są za starzy. W ogóle są super ludźmi za ktroymi dzieci przepadają. Mój rodzinny dom jest w wakacje czy ferie zawsze pełny dzieci z naszej rodziny - dzieci dobrze czuja sie w tym domu. W ogóle moi rodzice na pewno spisali by sie w 100% jako rodzina zastęcza. Mają też dom, ogród i wolny pokój po mnie.Dziecko miało by u nich dobrze. Mały chodzi do przedszkola, wiec nie byłoby problemów z opieką, kiedy rodzice są w pracy.
Ehhh, niestety nie zmuszę ich do tego, nawet nie naciskam - to oni muszą zadecydować.
Znowu ryczę ...
Mam łzy w oczach, tak pieknie to opisałaś, ale rzeczywiście to smutna historia. Na co dzień zapominam o tych dzieciach, którym nie dane jest mieć szczęśliwą rodzinę, ale jak oglądam jakiś reportaż lub słyszę taką historię jak ta małego K. to zawsze mam łzy w oczach i łąpię doła. Wiem, że to bardzo ciężkie zadanie i wcale nie tylko radosne chwile z dzieckiem,ale chciałabym pomóc jakoś tym dzieciakom, na razie mogę to tylko materialnie robić (biore udział np. w akcjach wspierających rodzinne domy dziecka).
FAjnie by było gdyby ta historia skończyła się happy endem-nie możesz wywyierać wpływu na rodziców, tak jak napisałaś, ale wg mnie nie są za starzy. Zależy tylko od nich,ale dziecko na pewno dałoby im energię i kolejny cel w życiu.
Informuj nas jak losy K.
Podobne tematy