"Straciłam już nadzieję na miłość. Ale dzień po moich 70. urodzinach pojawił się ON..."

"Straciłam już nadzieję na miłość. Ale dzień po moich 70. urodzinach pojawił się ON..."

"Straciłam już nadzieję na miłość. Ale dzień po moich 70. urodzinach pojawił się ON..."

canva.com

"Mój mąż odszedł młodo, nie miał nawet 45 lat. Od tego czasu kilka razy próbowałam się z kimś związać, ale te relacje nie nie trwały długo. Najpierw problemem było to, że mam troje dzieci. Kiedy dorosły i wyprowadziły się z domu, ja byłam już przed pięćdziesiątką, więc w oczach sporej grupy mężczyzn stałam się niewidzialna... Bardzo pragnęłam mieć kogoś, z kim mogłabym dzielić życie, ale po kilkunastu latach w samotności straciłam już nadzieję na miłość. I wtedy, tuż po moich siedemdziesiątych urodzinach, pojawił się Adam. Nasze pierwsze spotkanie absolutnie nie zapowiadało takiego obrotu sprawy, ba, było naprawdę niemiło, ale los bywa przewrotny. Jesteśmy już dwa lata razem i mam ogromną nadzieję, że tak już pozostanie do końca naszych dni..."

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Jestem seniorką, ale nie rezygnuję z przyjemności

Moje pierwsze spotkanie z Adamem miało miejsce w naprawdę niesprzyjających okolicznościach. Ale może dzięki temu tak dobrze oboje je zapamiętaliśmy? To było dokładnie dzień po mojej imprezie urodzinowej. Tak, 70. urodziny też można hucznie świętować!

Pomysł na przyjęcie dla ponad czterdziestu osób przyszedł mi do głowy już w zeszłym roku. Stwierdziłam, że wcale nie czuję się na swój wiek i że chyba nie ma żadnego odgórnego przepisu, że seniorka nie może się zabawić, prawda?

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Zaprosiłam całą rodzinę i mnóstwo znajomych, zamówiłam w ulubionej restauracji catering i ogromny tort... Było wspaniale! Ale nie sądziłam, że ten wieczór będzie miał aż takie konsekwencje w moim życiu.

Adama poznałam w dramatycznych okolicznościach

Dzień po przyjęciu musiałam uregulować rachunek w restauracji, która zapewniła moje urodzinowe menu. Przy okazji odnosiłam kilka półmisków, które zostały mi w domu. Była koszmarna pogoda: lało, a przez silny wiatr zacinający deszcz nie miał dla nikogo litości. Parasol czy kaptur nie miały najmniejszego sensu.

Jak najszybciej próbowałam przebiec drogę z samochodu do lokalu, nie patrzyłam nawet przed siebie i wtedy... stało się! Zderzyłam się z kimś w drzwiach.

Co pani wyprawia!? Mój tort!

Zamarłam. Wpadłam na postawnego mężczyznę i staranowałam go tymi nieszczęsnymi talerzami. On w automatycznym geście obrony podniósł ręce do góry. Karton z tortem, który niósł, z impetem runął wprost do kałuży przed wejściem do restauracji.

Przeprosiłam go z dziesięć razy i chciałam nawet zaproponować rekompensatę, ale mężczyzna był tak wytrącony z równowagi, że tylko machną w złości ręką i szybko odszedł. Było mi potwornie głupio. A jeszcze gorzej się poczułam, kiedy panie w restauracji wyjaśniły mi, że w kałuży wylądował tort na 95. urodziny mamy tego człowieka...

Zdecydowałam się do niego zadzwonić. Nigdy tego nie żałowałam!

W kolejnych dniach nie mogłam przestać o tym myśleć. W końcu poszłam do restauracji i wybłagałam managerkę o numer do mężczyzny, na którego wpadłam. Kiedy zadzwoniłam, był bardzo zaskoczony, a po chwili sam zaczął mnie przepraszać za swoją reakcję na ten nieszczęsny wypadek. Zaczęliśmy się licytować, kto zachował się gorzej i jakoś tak wyszło, że finalnie umówiliśmy się na kawę...

A potem? Potem poszło szybko, bo okazało się, że doskonale nam się ze sobą rozmawia i każda wspólnie spędzona godzina jest od razu piękniejsza. Zaraz zostaliśmy parą – w naszym wieku naprawdę nie ma na co czekać! Mijają właśnie dwa lata od historii z tortem, a ja dziękuję losowi, że wtedy tak bardzo padało.

Maria

90-letnia Joan Collins promuje swoją najnowszą książkę i niezmiennie ZACHWYCA. Co za klasa! Zobacz więcej zdjęć z tego wydarzenia!
Źródło: instagram.com/joancollinsdbe
Reklama
Reklama