"To wszystko tylko pod publiczkę. I dla dzieci. Nauczyłam się tak żyć. Bo tak trzeba"

"To wszystko tylko pod publiczkę. I dla dzieci. Nauczyłam się tak żyć. Bo tak trzeba"

"To wszystko tylko pod publiczkę. I dla dzieci. Nauczyłam się tak żyć. Bo tak trzeba"

canva.com

"Czasem gdy odwiedzam z dziećmi plac zabaw, spoglądam na te wszystkie szczęśliwe rodziny. Zastanawiam się, czy u nich jest tak naprawdę, czy to też tylko pod publiczkę? A może są ludzie, którzy faktycznie przez całe życie czują się w swoich związkach spełnieni. Ja zerkam na nich z zazdrością. Choć mam świadomość, że być może są w identycznej sytuacji, jak ja. Może jednak wszyscy robią to tylko dla dzieci?"

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Może nie zasługuję na szczęście?

Już czasem naprawdę tak myślę. Z drugiej strony, gdyby tak spojrzeć z boku na moje życie, to ja nie powinnam przecież narzekać.

Mam synka i córeczkę, cudne dzieciaki. Urocze, grzeczne, radosne. Mimo wszystko. Mam męża, który dba o mnie materialnie i nie tylko. Szanuje mnie. To nie jest tak, że on mnie jakoś krzywdzi. Może to ja sama siebie krzywdzę?

Kiedyś był między nami ogień. Teraz te wszystkie emocje już opadły. I ja po prostu stałam się świetną aktorką.

Szkoda mi tego

Przeżyliśmy razem wiele pięknych lat. Ale ja teraz czuję, jak bym miała obok kumpla. Czasem przyjaciela. A nie partnera, którego się kocha miłością romantyczną.

Kiedy ktoś pyta, jak nam się układa, to mówię, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, choć oczywiście wcale tak nie czuję.

Jestem ostatnio tak bardzo przygaszona. Nie wiem, z czego to się bierze. Patrzę na to, jak moje życie przelatuje mi przez palce. I chce mi się płakać, ale ze względu na dzieci, zawsze robię dobrą minę, do złej gry.

Czy łatwiej byłoby mi, gdybym się rozstała z mężem? Myślę, że poczułabym pewnego rodzaju ulgę. Poczułabym, że mogę wszystko. Znów. I tu wcale nie chodzi o szukanie nowej relacji z partnerem, tylko o ten oddech.

dzieci na placu zabaw canva.com

Może przygniotła mnie codzienność?

Mam taką koleżankę, której mąż lubi używki. Ona też jest doskonałą aktorką, choć w jej życiu nie dzieje się dobrze. Ja mam spokój, a jej brakuje do od dawna. I tylko przed dziećmi tego chłopa tłumaczy, żeby go do końca nie znienawidziły.

Powinnam być wdzięczna, że mi trafił się partner, który dba o rodzinę i nie chce jej krzywdzić, a ja jednak nie umiem.

Nawet śpimy osobno od miesiąca. On co wieczór przychodzi do mnie zapytać, czy może się obok mnie położyć, ale ja odpowiadam tylko, że lepiej nie.

Toczę sama ze sobą jakąś wewnętrzną bitwę. Nie wiem, co jest tutaj nagrodą, a co karą dla przegranego.

Czasami wstaję rano i mówię sobie:

Dzisiaj będzie dobry dzień.

No i staram się  z całych sił, żeby tak było. Ale później przychodzi ta szara codzienność i ja znów mam ochotę się  wyprowadzić. Brnę jednak w ten cały teatrzyk, który teatrem jest chyba tylko dla mnie.

Mój wyrozumiały mąż stara się mnie wspierać. Ale jak długo jeszcze to wytrzyma? A co, jeśli on sam w końcu podejmie decyzje za mnie i to on mnie zostawi? Co, jeśli wtedy poczuję, że jednak mi na nim zależy? Wtedy będzie już za późno.

Karina

Jak wygląda długoletni związek? Te ilustracje oddają to w 100%!
Źródło: www.instagram.com/amandaoleander
Reklama
Reklama