"Chcę przenieść dzieci do edukacji domowej. Mąż się nie zgadza – i wcale nie chodzi mu o dobro naszych córek!"

"Chcę przenieść dzieci do edukacji domowej. Mąż się nie zgadza – i wcale nie chodzi mu o dobro naszych córek!"

"Chcę przenieść dzieci do edukacji domowej. Mąż się nie zgadza – i wcale nie chodzi mu o dobro naszych córek!"

canva.com

"Nie kupuję jego argumentu o tym, że nauka w domu zrobi z naszych dziewczyn odludki! Chodzą przecież na zajęcia dodatkowe, mają koleżanki i kolegów na osiedlu... Ale system szkolny wyjątkowo im nie służy – są zmęczone wczesnym wstawaniem, przeładowanym planem lekcji, hałasem na korytarzach. Nauczycielki w ogóle nie rozumieją ich potrzeb! Mój mąż to wszystko doskonale wie, ale mimo to nie wyraża zgody na przeniesienie naszych córek do edukacji domowej. Jestem pewna, że znam prawdziwy powód!"

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Moje dzieci nie mogą odnaleźć się w szkole

Marysia poszła właśnie do czwartek klasy, Helenka zaczęła drugą. Przyznam, że z trudem mogłam z siebie wykrzesać uśmiech, kiedy szykowałam im stroje na rozpoczęcie roku szkolnego. Wiem, że moje córki nie nadają się do tradycyjnej szkoły, a raczej – że to system nie uwzględnia potrzeb większości dzieci.

Przez całe wakacje rozmyślałam, co zrobić, żeby funkcjonowało im się lepiej. Moje dziewczyny fatalnie funkcjonują rano, niezależnie od pory, o której poszły dzień wcześniej spać. Typowe sowy. Szukałam więc szkół, które zaczynają lekcje koło południa, ale – wbrew temu, co się mówi o przeładowanych placówkach, które prowadzą dwuzmianowe nauczanie – nic sensownego nie znalazłam.

Kiedy wertowałam fora internetowe w poszukiwaniu inspiracji, natknęłam się na wątek edukacji domowej. Już wcześniej o tym słyszałam, ale dopiero niedawno zgłębiłam temat dokładniej. I okazało się, że to rozwiązanie idealne dla Marysi i Heli! Jestem pewna, że doskonale odnalazłyby się w takim rozwiązaniu. I wiem, że jestem w stanie być ich przewodniczką w nauce, przynajmniej w zakresie szkoły podstawowej.

Mój mąż jest zbyt wygodnicki na edukację domową!

Niestety mój pomysł nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem Tomka, mojego męża. I niby tłumaczy to tym, że dziewczynki staną się odludkami, że będzie brakowało im rówieśników i nauki zachowań społecznych, ale jestem pewna, że to nie jest prawdziwy powód. Marek po prostu nie chce, żeby rezygnowała z pracy!

Teraz powodzi nam się bardzo dobrze. To mąż zarabia więcej, ale moja pensja też stanowi ważną część domowego budżetu. Jednak jestem przekonana, że kiedy zrezygnowałabym z pracy, radzilibyśmy sobie równie dobrze! Odpadłyby koszty benzyny, którą zużywam na dojazdy do pracy, sama bym sprzątała, więc nie wydawalibyśmy też na panią, która przychodzi pomagać raz w tygodniu. Na pewno rzadziej zamawialibyśmy jedzenie, bo więcej gotowałabym sama.

Czy trochę niższe dochody to naprawdę taki problem, kiedy na szali stawiamy komfort i HARMONIJNY rozwój naszych dzieci? Tymczasem Tomek na moją prośbę, żebyśmy poważnie porozmawiali o edukacji domowej, palnął:

A co, nie chce ci się chodzić do normalnej pracy?

Potem oczywiście tłumaczył, że to taki niewybredny żart, że jemu chodzi przede wszystkim o dobro dziewczynek. Coś nie chce mi się wierzyć... Jakich argumentów użyć, żeby go przekonać?

Edyta

Joszko Broda liczył dzieci swoje, a miał ich wszystkich... aż 11! Oto najliczniejsza znana rodzina w Polsce. Zobacz galerię
Źródło: instagram.com/joszkobrodaofficial
Reklama
Reklama