-
Gość odsłony: 3533
Nasz szybki poród
Wszystko zaczeło sie 22 stycznia w poniedziałek- w dzień dziadka nasz synek postanowił zrobić nam i dziadkom niespodzianke. Jeszcze w niedziele mąż narzekał wieczorem że jutro nie chce mu sie isc do pracy, a ja na to , że ok jutro urodze i nie bedzie musiał iść - i tak sie stało.
O 6 rano idąc kolejny raz tej nocy do toalety (jak dobrze że juz się te wędrówki skończyły) miałam wrażenie jakby coś mi "stuknęło" w środku...ale nic sie nie działo więc spowrotem nura w pióra. Ale nie na długo lol Za kilka sekund poczułam idące ciepło - wyskoczyłam z łóżka i patrze jak piżama robi się mokra.....to już ;) Ogarnia mnie spokój i myśl,że chciałabym żeby już było jutro 8) Mówię mężowi :"A. cholera wody mi odeszły"....ekspresowo mąż sie zerwał do gotowości. Ja jeszcze poszłam się umyć, ubrać, powiadomić mamę, która miała za chwile wstawać do pracy, wypić herbatę....a co odchodziły tylko wody i konkretnych bóli nie było. Mąż dopakował wg. kartki torbę i poszedł szybko sprawdzić czy nasz czterokołowiek 126p odpali - .bo dwa dni wczesniej na ktg nie chciał odpalić 8) Na szczeście staruszek nie nawalił. POjechaliśmy do szpitala...o 7 byłam na izbie przyjęć, tafiając niefortunnie na tę samą pielęgniarkę co w piątek na ktg - niemiłe babsko. Po kilkunastu minutach czekania na lekarza coby mnie zabdał urocza pani postanowiła ze nie ma co czekac jak mi wody odeszły i skurcze są i idziemy na porodówke.....idziemy to idziemy, ja sune a ona za mną leci i upomina zebym szła wolniej lol Przed 8 weszlismy na sale porodów rodzinnych, tam dopiero zbadała mnie połozna - rozwarcie 3 cm....nieźle myśle. Potem ktg i powoli narastające skurcze. Potem lekarz : 4-5 ch rozwarcia. Możemy zejśc z fotela i iść pod prysznic, na piłke itp. Lęduję pod prysznicem.....patrze świadomie jeszcze na brzuch już umiejscowiony nisko i mysle o dziecku. Troche się boje, ale wciąż jestem o dziwo spokojna. Po prysznicu próbuję worek sako i piłkę, ale nie podchodzi mi to...mąż chce do toalety - nie pozwalam mu. Patrze na zegarek jest przed 10. W międzyczasie odwiedza nam położna ze szkoły rodzenia...dodaje otuchy, mówi że do 11 będzie po wszystkim (akurat). Pociesza, że jak na pierwszy poród to i tak ekpresem nam idzie. Właże na fotel na kolejne badanie -7 cm...skurcze zaczynają naprawde boleć...chcę oddychac jak uczyli na szkole rodzenia, wiem jak to robić - wolno, wolno, wolno.....ale i tak wychodzi inaczej. Czuje jak drętwieją mi rece i twarz, nogi się trzęsą - połozna mówi, że to normalne. Mąż trzyma za rękę i mówi do mnie - tak mi dobrze jak słysze jego głos. Kiedy myślę o bólach które spowodują utratę zmysłów zaczynam sie bać, ale wtedy położna mówi, że teraz juz bedzie bolało mniej bo idą skurcze parte. Miała racje....boli mniej, czyli najgorsze momenty nie były takie złe. Parte bóle sa nie do powstrzymania...mam nei rpzec, zeby w środku nie popekac ale z trudem o powstrzymuję. Mówię (ale w wersji męża krzyczę) że czuje parcie.....z ulgą prę kiedy pozwalają. Mąż mówi, że są już na stole przygotowane opaski na ręce dziecka - czuję wzruszenie...nagle pojawia się wielka lampa, swóch lekarzy (a ten drugi to kto i po co...aha neonatolog - to ok). Pyają męża czy przetnie pępowinie - mówi ze nie wie...ale ja wiem że tak. W pogotowiu dostaje rekawiczki. Przyjmuję pozycjęlotniskową i do akcji...prę tak jak uczyli i jak mówią - chwalą mnie...czuje się dumna...czuje też szczypania i nie omieszkam ich o tym poinformować - to nacięcie. Pytam męża co to bedzie: chłopak czy dziewczynka, mówi że chłopak. Lekarz pyta co bysmy chcięli bo ma noże to w razie czego może conieco obciąć lol - żartowniś. Nagle mąż mówi, że widać już główkę .... i zaraz ląduje na moim brzuchy malutki sliski i płaczacy człowieczek - jest 10.55. Mąż tnie pępowinę ( nie pamiętam tego momentu), szybko zabierają mełego pokazując mi po drodze jego przyrodzenie - co jest....myślałam, że będę go mieć jeszcze przy sobie dłużej Ważą małego, mierzą...on wszytko bo drodze im osikuje lol Potem dowiadujemy się, ze mały urodził sie z prawą rączką przy główce i był owinięty pepowiną....Zastanawiam się czemu nie płaczę....(ale podobno płakałam - ja tego nie pamiętam) Mąż towarzyszy maluszkowi a ja rodze łożysko - bardziej nieprzyjemne niż sam poród Trzęsie mi sie całe ciało - to też normalne...A potem zostajemy tylko w trójkę - cała nasz rodzinka....patrzymy na nasze cudo, na malenkie oczka, uszy, nosek jak guziczek, na meszek na główce. Jesteśmy tacy szczęśliwi....no to czas poinformować rodzinę :D
miminko, pięknie opisałaś swoje przeżycia :D
aż mi łezki wzruszenia poleciały
Mimina piękny opis :)
Wszystko mi się przypomniało ..eh.. mój poród wyglądał podobnie ;)
Mimina ogromne gratulacje
świetny opis, :stokrotka:
muszę teraz powycierać klawiaturę
Pieknie napisane, ledwo powstrzymalam lzy wzruszenia ! Gratuluje synka!
Odpowiedz
Ech... opis niesamowity...
Wzruszyłam się bardzo...
Gratuluję tobie i mężowi odwagi i siły!
Mimina gratulacje !!!
Wzruszajacy opis .
Powodzenia dla calej powiekszonej Rodzinki!
Mimina jakoś mi się tak lepiej zrobiło po przeczytaniu Twojego opisu.... :usciski: Gratulacje raz jeszcze. Trzymajcie sie cieplutko :D
Odpowiedz
Mimina, dzięki...
Tego mi było dziś potrzeba :)
Baaardzo Wam gratuluję!
poplakalam sie...
kurcze... - choc moze to nie jest najbardziej... efektowne slowo...
gratuluje z calego serducha i trzymam kciuki za Malenstwo, niech mu sie szczesci w zyciu...
Pieknie to opisalas... Prawie poczulam ze tez juz bym chciala ;)
Wszystko w swoim czasie...
Gratuluje
Podobne tematy