• Zła kobieta odsłony: 9116

    Jak pomóc komuś, kto nie chce pomocy?

    Nie rozumiem dlaczego ktoś woli rozpieprzać sobie życie, niż chcieć spróbować sobie pomóc. Hm, pewnie pomyślicie, że to jego sprawa. Tak, to jego sprawa, ale z drugiej strony... Z drugiej strony jestem świeżo po lekturze http://www.lideria.pl/sklep/opis?nr=51406 Pewnie wiele osób się zastanowi po co czytam takie rzeczy. Dla siebie. Nie dla nikogo bliskiego, ale po to, aby siebie zrozumieć. Głębiej. I tak widzę, jak niektórym życie przecieka przez palce... i wiecie co? Tak szczerze mówiąc denerwuje mnie to (inaczej bym napisała wk...). Traktowanie życia jak wiecznej ucieczki. Nie jestem Alfą i Omegą, nawet nie przeżyłam tutaj takich tragedii, jak niektóre z Was. Nie mogę się porównywać, ale czy w ogóle można się porównywać jakąkolwiek miarą? Ludzie są przecież różni.Myślę sobie, okej - są różni, ale czasami przeżywają podobne problemy. Wiele osób ma taki dzień, że chętnie nie wstałoby z łóżka. Ja miałam jeszcze całkiem niedawno takie dni, że zasypiałam na mokrej od łez poduszce. Bo ten kurczę Koleś Na Górze, nie powiedział nam, naiwnie pchającym się na świat, że będzie łatwo.Dlaczego piszę ten post? Bo kilka innych trafiło właśnie na śmietnik, a ja się chyba nie umiem do końca z tym pogodzić. Nie lubię, kiedy czyjeś słowa traktuje się jak wycieraczkę, chociaż sama też stąd coś wywaliłam. Tylko nie wtedy, kiedy ktoś ustawicznie wyciągał rękę i nie z powodu własnego ego, tylko osoby, która wparowała na Forumę. Mniejsza jednak z tym, to nie post o mnie.Wracając do książki. Dobitnie tam powiedziano, że nie można pomóc wszystkim. I wiecie co? O ile jeszcze niedawno poszłabym w zaparte, to teraz mam inne zdanie. Można pomagać, ale w pewnym momencie granica wydolnościowa się kończy. Nie można bowiem wpychać łyżkami na siłę tych rad, tej nadziei i ogólnych prawd. I nawet jeśli przeżyło się to samo, plus brzydkie ręce, jak ja to nazywam, plus terapię i parę innych spraw, to widzę, że to nie jest wyznacznik...W tej mądrej publikacji napisano jeszcze rozdział o tych, którzy przeżyli. Radośnie zaczęłam go kartkować i oto szok. Wcale nie chodzi o tych, którzy ocaleli od samobójczej śmierci, ale o osoby z rodziny, które kogoś straciły. Ogrom bólu jaki przebijał przez kartki jest nie do zniesienia, przynajmniej dla mnie. Myślę, że nie trzeba wcale odebrać sobie życia, aby za życia umrzeć. Wystarczy zdeptać nadzieję, marzenia, plany i nie zrobić nic, aby to odbudować. I wtedy taki sam ogrom bólu spada na bliskie osoby. Rodzina to liczne powiązania, uszkodzenie jednego to nie tragedia, rozwalanie powoli wszystkich już tak. Czuję dzisiaj złość do siebie i ogromną bezsilność, ale jutro już mi przejdzie, ponieważ pamiętam o tym "że nie można uratować wszystkich". I jedyne przykre w tym wszystkim jest to, że to jakby widzieć głodną osobę, która siedzi obok bochenka chleba i nie chce jej się po niego wyciągnąć ręki.Mój facet mówi, że niepotrzebnie się angażuję w takie historie. Możliwe. Jednak obiecałam sobie przestać kisić w środku to co mnie wkurza. A bezsilność wścieka mnie niemiłosiernie!!! Was też?Najlepsze jest to, że ten post nic nie zmieni. ;) Pomyślałam jednak, że mimo wszystko wcisnę "wyślij". Tym razem jednak nie dla kogoś, ale dla samej siebie.

    Odpowiedzi (19)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-02-09, 09:22:51
    Kategoria: Z życia
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-02-09 o godz. 09:22
0

Przeczytałam watek "cd..." i wiesz, co ZK? Podziwiam, że Ci się chciało. I współczuje, że zaangażowałaś się w pomoc komus, kto jej nie chce.
Po całym tym watku nadal nie wiem w czym tkwi problem Agi... dlaczego jest taka nieszczęśliwa. Nie wiem... może lubi?
Może Aga ma coś a la syndrom Munchausena

Odpowiedz
Kerala 2010-02-02 o godz. 09:48
0

Zła, to nie chodzi o to, aby się nie wychylać. Bardziej o to, aby zachować stoicyzm. I w momencie, w ktorym zaczyna nas temat przerastac, męczyć czy dołowac- dac sobie spokój.
Natomiast co do wyciągania ręki- jak najbardziej wyciągać. Raz.
Kiedy ktoś potrzebuje pomocy to nie pozostaje obojętny na sygnał "chcę i moge pomóc". Wiesz: kto chce szuka sposobów, kto nie chce szuka powodów.

kerala

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-02-02 o godz. 03:48
0

Tak, już do tej pory wyluzowałam ;) ale właśnie w swoim poście dokładnie opisałaś jak to działa. :)

Odpowiedz
Gość 2010-02-02 o godz. 03:47
0

No właśnie To nie jest relacja symetryczna.

Dajesz to, czego interlokutor oczekuje - czyli zainteresowanie, rady, słuchasz. Tyle, że on (a właściwie ona) nie chce nic zmienic w swoim życiu (nie wiem, czemu: boi się? nie ma siły? albo - może tak naprawdę nie ma problemu i go sobie sztucznie stwarza?) i oczekuje jedynie cierpliwej duszy, która zawsze pogłaszcze po głowie, będzie współczuc i pocieszac :| A w żadnym wypadku nie ma tak naprawdę ochoty na wprowadzenie postulowanych zmian. Więc frustrujesz się, że Twoje rady to rzucanie grochem o ścianę...

Wyluzuj, idz na spacer; jeśli ktoś nie chce sam sobie pomóc, ktoś inny za niego tego nie zrobi, chocby pomoc przyjechała do domu.

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-02-02 o godz. 03:39
0

Madeleine napisał(a):Wiesz, ale pytanie jest, czy ktoś woła o pomoc, czy tylko o zainteresowanie sobą
To jest inna kwestia. W pewnym sensie próba rozmowy poprzez forum, bo chyba tak to można nazwać (?), jest jakimś zainteresowaniem się drugą osobą. No trudno, byłam i jestem szczera... nie umiem w ramach zainteresowania poklepywać ciągle po głowie i patrzeć jak wszystko stacza się nad dno. :|

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-02-02 o godz. 03:06
0

Wiesz, ale pytanie jest, czy ktoś woła o pomoc, czy tylko o zainteresowanie sobą

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-02-02 o godz. 01:28
0

No cóż Kerala napisałam już wyżej, że wcale nie uważam siebie za osobę, która może wystawiać diagnozy etc. Może masz rację (tzn ja tak odczytuję w całości Twojego posta), że czasami lepiej się nie wychylać... problem w tym, że jeśli ktoś się szamocze we własnym życiu i ja wiem, że szamotałam się podobnie to chciałabym jakoś temu komuś pomóc. Nie umiem obok takiej osoby przejść obojętnie, bo wiem, że do mnie też ktoś wyciągnął rękę na przekór wszystkiemu...
I wiem, że odniosłaś się ogólnie do mojego postu - tak złotego środka nie ma. Jednakże uważam, że nic nie robienie i jednocześnie mówienie jak to jest źle i fatalnie, jest robieniem sobie krzywdy. Uważam, że dołu psychicznego nie powinno się po prostu przeczekiwać, bo wcześniej czy później powróci ze zdwojoną siłą. Można czekać na cud... ja w takie cuda po prostu nie wierzę, ale oczywiście nie zakładam, że moje zdanie jest jedyne właściwe.

Odpowiedz
Kerala 2010-02-01 o godz. 18:08
0

Kompletnie nie znam kontekstu sprawy, do ktorej powracacie, więc odniosę się tylko do postu złej_kobiety, bo mi zagrał w duszy.

Tytul topiku brzmi 'jesli ktoś nie chce dać sobie pomóc". A ja sie zastanawiam, skąd wiemy, że nasza pomoc jest właściwa? Widzimy jakąś sytuację, odnosimy ją do siebie, własnych doświadczeń czy refleksji i wydaje nam się, ze rozwiązanie dla autora jest w zasięgu naszej ręki.
Tymczasem zycie podsuwa inny scenariusz (w naszym przekonaniu na przykład toksyczny. Lub bez sensu. Lub destrukcyjny), a ktoś uczy się z tym funkcjonować i twierdzi, ze jest szczęśliwy.

Czasem wydaje mi się, ze tego typu zdarzenia nie są tak naprawdę prośbą o pomoc od drugiej osoby, a probierzem naszej własnej pokory i zgromadzonej wiedzy. Sprawdzają, czy jestesmy w stanie zaakceptować fakt, iż nie znamy wcale patentu na sytuację, która z wierzchu wydaje się być podobna do naszej i daje nam wrażenie kompetencji w temacie. Co więcej: "niewdzięcznik" ma się wcale dobrze bez korzystania z naszych rad.

przypominam sobie pewną dziewczynę znaną przelotnie. Niewiele nas łączyło, ale wyraźnie zabiegała o kontakt ze mną, więc wypiłyśmy parę kaw dosładzanych potężną porcją jej zwierzeń.
Po pierwszej kawie czułam się zszokowana i miałam głęboką potrzebę zrobienia czegoś tu i teraz, aby jej pomóc.
Miała męza i dwójkę dzieci, mąż ją zdradzał calkowicie jawnie, doszło do tego, że jej własna tesciowa wybierała bieliznę dla kochanki i ciepłe kapcie dla zony (dzialo się to w okolicach Gwiazdki). Kochanka była oficjalna, mieszkała w domu, który mąż wybudował dla swojej rodziny, jako ktoś w rodzaju erotycznej rezydentki.
Nie chce mi się wchodzić w szczególy, ale historia była po prostu obezwładniająca.
I w tym wszystkim ona nawet nie tyle skarżąca się; po prostu to relacjonowała z naciskiem na wszystkie porażająco chamskie, bezczelne teksty, które mąż kierował do niej.
Wydawało mi się, że oczekuje ode mnie pomocy, którą rozumiałam jako udzielenie rady. To były długie kawy pełne psychologicznych pierdół w rodzaju "szanuj siebie", "zasługujesz na miłość" i tym podobnych banałów, ktorych nie chce mi się nawet cytować.

Przy drugiej kawie dałam jej namiary na terapeutę i na Ośkę z sugestią, aby skorzystała z ich prawnika. Oczywiście była głeboko nieszczęsliwa, to bez dwóch zdań. A jednoczesnie miałam wrażenie, że jest jej doskonale obojętne złozenie pozwu rozwodowego. Jej planem było przeczekanie.

Podczas picia trzeciej kawy czułam się rozwalona psychicznie. dobijał mnie jej marazm, którym dzieliła sie też ze mną. Ok, a więc nie chce prawnika. Nie chce psychologa. Nie chce pomocy w znalezieniu roboty. No to czego chce? Wyglądało na to, że chce się po prostu wygadać, tyle że ja nie wyrabiałam przy tym emocjonalnie.
Czwartą kawę sobie odpuściłam. Dla mnei jej sytuacja była po prostu patowa i nie wierzyłam, że z tego wyjdą.
Wyjdą nie w sensie pozostania małżeństwem (bo to samo w sobie nie jest specjalnie trudne), ale w sensie bycia sensownym związkiem z miejscem na szacunek, lojalność i tak dalej.

Po roku dowiedziałam sie od wspólnej znajomej, że złozyli im z męzem wizytę. Podobno kochanka została w końcu wywalona z domu, co zonę bardzo ucieszyło.
Kiedy znajoma podała im ciastka syn tej dziewczyny powiedział do matki "nie bierz dokładki, bo utyjesz i tata znów znajdzie sobie szczupłą dupę'. A dziecko miało lat dziesięć czy jedenaście. Dziewczyna posłusznie odłożyła ciastko i nie odezwała się ani słowem.
Od tamtego czasu minęło z pięc lat, bo działo się to jeszcze przed moim własnym rozwodem.
Czasem docierają do mnie wieści przez wspólnych znajomych, że są oczywiście razem, jakżeby inaczej, ze ona jest szczęsliwa, a on chodzi z dziećmi na zajęcia popoludniowe, no sielanka i rodzinna idylla.

Co z tego wyniosłam:
primo: gówno wiem

secundo: nie chodzi o to, że czasem ludziom nie mozna pomóc. Chodzi o to, że definicja słowa 'pomoc" może być kompletnie różna dla dwóch osób

tertio: każdy sam ściele sobei zyciowe łóżko i niektórzy akceptują obecność w nim osób trzecich, długów karcianych i zwracanie się do zony per "szmato". Co więcej- udaje im się przy tym być szczęśliwymi

najwazniejszy jest jednak wniosek czwarty: umiejętność trzymania geby na kłódkę jest nie do przecenienia w relacjach towarzyskich, które zahaczają o ekshibicjonizm psychiczny jednej lub obu stron.
Ponieważ zupełnie nie umiem tego robić (acz teorię mam w malym palcu) przeto moje kontakty towarzyskie z biegiem lat zaczęły się kurczyć, aż na placu boju pozostało tylko wąskie i sprawdzone grono.

nie pijam już kaw z ofiarami losu (bądź z bohaterkami losu- w zalezności od punktu widzenia i osoby obserwatora) i, kurczę, lżej mi.
Walenie łbem o scianę pod tytułem "wiem, gdzie znajduje się klucz do twoich drzwi i zaraz ci go pokażę" jest tak maksymalnie frustrujące, że mam nadzieję, iż uda mi się w dalszym ciągu utrzymać tendencję uników.

kerala

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-01-26 o godz. 01:45
0

Spoko Rena, po prostu Cię nie zrozumiałam. :)

Oczywiście, ja nie zakładam, że Adze faktycznie coś jest. Dlaczego? Bo właśnie też uważam, że to lekarz wystawia diagnozy. Mi osobiście moja b. pomogła, bo zrozumiałam, że to co się wtedy ze mną działo, nie działo bez przyczyny - mniejsza jednak z tym.

Tylko widzisz, jeśli ktoś by napisał - codziennie wykańczam siebie i rodzinę - to nie sądzę, aby nie było odzewu. Wiesz ja myślę, że w życiu też należy sobie ustawić priorytety. Moim przez ostatnie 7 lat było zaczęcie normalnie żyć, a przez ostatni rok już generalnie zaczęłam dopracowywać tylko te szczegóły, które mi we mnie przeszkadzały. I robiłam to i dla siebie, i dla ludzi z mojego otoczenia. Wcale nie trzeba być super silną, aby wyjść z bagna, tak myślę, bo ja silna wcale nie jestem.
_________________

Odpowiedz
Gość 2010-01-25 o godz. 16:30
0

reno, a ja uważam, że czasami takie stwierdzenie prosto w ryj, za przeproszeniem, w stylu zacytowanego przez Ciebie "jesteś wyrodną matką", mogą coś uświadomić. Zależy od typu osoby, jednych urazi, drugich obudzi...
Tak uważam. Nie znam się na depresji, ani nikogo, kto by na nią chorował, nie mogę też wiedzieć - jak sama napisałaś - czy dana forumka jest/była chora, ale czasem warto spróbować bardziej "radykalnych" metod, jak chce się pomóc i widzi, że tłumaczenie, namawianie nie skutkuje (Aga, nie bierz tego do siebie, ja ogólnie piszę).

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-01-25 o godz. 14:53
0

Zła Kobieto, przepraszam, napisałam w Twoim wątku, ale to nie było kierowane do Ciebie. Pisząc o gnojeniu miałam np słowa typu: "jesteś wyrodną matką", które w tamtym watku padły, a nie sądzę, że mogłyby cos pomóc. Nawet zakładając, ze Aga jest chora na depresję (czego notabene stwierdzić nie możemy po lekturze postów ;) ) to chyba takie słowa nie motywują, tylko jeszcze dobijają. Chora osoba uważa, ze jest do niczego, że te problemy to jej wina, a takie stwierdzenia tylko utwierdzają ją w tym, ze ma rację. Raczej nie dają kopa...
I wiem, ze Ty tego nie napisałaś. Uważam, że Twoje posty są bardzo mądre, Aga z pewnością też tak uważa, a że poleciały w kosmos razem z resztą wątku? Niewiem... Na to pytanie odpowiedzieć może tylko Aga, ale myslę, że po prostu nie da sie jednych odpowiedzi usunąć, a innych zostawić ;)
Zła kobieto, wiem co to depresja. Też przez to przechodziłam, zresztą mało kto w tych czasach nie przechodził ;) MAm też bardzo bliską osobę chora na schizofrenię. Ale to nie czyni ze mnie specjalisty w dziedzinie chorób psychicznych. To, że Aga teraz nie daje sobie rady z życiem, nie znaczy jeszcze, że jest chora. I niewiemy tak naprawdę czy robi cos z tymi problemami o których pisze czy nie.
I jeszcze jedno, wiem, że można w pewien sposób pomóc przez internet. Sama otrzymałam swego czasu taką pomoc - własnie namiary na specjalistów - od forumowiczki o nicku Mika, której jestem bardzo wdzięczna. Ale o tą pomoc poprosiłam wysyłając priv. Ale trudno komuś faktycznie pomóc dyskutując z nim na forum. Można za to kogoś nieźle zdołować, bo przykre słowa w necie bolą podobnie do tych w realu.
Jeszcze raz przepraszam, jeśli dotknęły Cię moje wczesniejsze słowa. Po prostu tylko Twój wątek jest na temat, a nie chciałam zakladać nowego.

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-01-25 o godz. 08:39
0

rena napisał(a):Kurcze, dziewczyny, a nie pomyślałyscie o tym, ze Aga po prostu chce sie wygadac? Że nie oczekuje od Was/Nas recepty na życie, tylko chce z siebie wyrzucić ból, bo łatwiej tak przed obcymi. Bliskim się takich rzeczy często nie mówi, zeby ich nie martwić...
Myślicie, że można komuś pomóc przez internet? Pisząc na forum? Może zamiast kogoś gnoić, że pisze co mu lezy na duszy, jesli nam sie to nie podoba, to po prostu tego nie czytać? ;)
Ależ to jest forum, a na forum z założenia ma toczyć się dyskusja. Wygadanie się - nie ma sprawy - ale jeśli widzisz, że ktoś cierpi, że cierpi jego rodzina, a ten ktoś tylko gada, to myślisz, że to pomoże? Ja uważam, że wygadać to się można w odruchu np po czyimś odejściu. Wtedy mówienie może przynosić ulgę i z czasem pozwolić zaleczyć rany. Czy jednak sądzisz, że kiedy toczy Cię jakaś choroba, to mówienie o niej Cię wyleczy? Czy raczej prócz mówienia, zrobisz coś konkretnego?

Czy można pomóc? Ja uważam, że jeśli ktoś chce to można. Nie stricte przez internet, ale np dając namiary do specjalistów, ciekawych publikacji lub dzieląc się doświadczeniem w walce z chorobą. Mi swojego czasu kilka nieznajomych, ale podobnie doświadczonych osób bardzo pomogło. Miałam w nich większe wsparcie niż w bliskich. Reszta już należała do mnie.

Wiesz co Rena, ja bym nie chciała, aby Aga zmarnowała sobie kolejny rok z życia. Tylko, że mój limit na pomysły się wyczerpał. Nie należę do tej grupy, która kopie w dupę, aby ktoś się zebrał w sobie i zaczerpnął pomocy. Ja raczej tylko mówię, piszę to co czuję, co czułam jak było bardzo źle. Albo to komuś pomoże, albo nie, ale to co z tym zrobi to jego sprawa. Dlatego jeśli już w tym wątku piszesz o gnojeniu, to tego zrozumieć nie potrafię. Tutaj nie chodzi o gnojenie, tylko widzisz...

...uważam, że najgorsze co można zrobić to zamknąć się w 4 ścianach. Stwierdzić, że nic nie można zmienić i że to nie ma sensu. Ucieczka jest najłatwiejsza, ja wiem. Tylko, że potem jest tylko gorzej i gorzej. I cholera można się zapętlić tak, że nie znajduje się wyjścia. A do miejsca, skąd się uciekło też wstyd wracać. Pat.

Odpowiedz
Moniqueee 2010-01-25 o godz. 06:21
0

Oczywiście, że można komuś przez net, tylko ten ktoś musi chcieć, a nie wszystkim miłym i niemiłym radom mówić "delete" i to dwa razy :| bo wcześniej też był jeden wątek, który poleciał w kosmos. Dlaczego? a dlatego, że parę słów Agę zabolało. Łatwiej jest udawać, że nic się nie stało niż jeszcze raz przeczytać co niektóre osoby jej napisały. A naprawdę w obu watkach Agi padło wiele mądrych słów.

Wygadać się?
No cóż Aga też musiała się liczyć z tym, że jej posty przeczytają osoby, które nie tylko poklepią po plecach i pogłaszczą po głowie... I tez mogła nie czytać takich wypowiedzi ;)

Nikt jej recept na życie nie dał, bo takich recept nie ma po prostu ;) Wiele osób opisywało jej własną drogę do szczęścia, sposoby na to, by się wzięła w garść, zamiast wpadać w jakiś marazm :|

Odpowiedz
Gość 2010-01-25 o godz. 06:07
0

Kurcze, dziewczyny, a nie pomyślałyscie o tym, ze Aga po prostu chce sie wygadac? Że nie oczekuje od Was/Nas recepty na życie, tylko chce z siebie wyrzucić ból, bo łatwiej tak przed obcymi. Bliskim się takich rzeczy często nie mówi, zeby ich nie martwić...
Myślicie, że można komuś pomóc przez internet? Pisząc na forum? Może zamiast kogoś gnoić, że pisze co mu lezy na duszy, jesli nam sie to nie podoba, to po prostu tego nie czytać? ;)

Odpowiedz
xandra 2010-01-24 o godz. 14:00
0

tez sie domysliłam ze chodzi o Age, ja napisałam do niej kilka razy, kilka słow i sobie darowałam
tak jak darowalam sobie inną osobę, nie stąd, ktora jak wampir sie mnie uczepiła zebrzac o pomoc, o kase, o spotkanie, a nie robiąc NIC by cos poprawić - teraz sciaga kase z kogoś innego, jego siły i czas...
ale juz nie ze mnie, bo na wszystko jest pora
u mnie była pora na zamkniecie tamtej znajomosci

i Ago, jesli jednak nie dasz rady kiedyś w czymś i ktoś zapyta - dlaczego nikt jej nie pomogł?! ja nie bede sie czuła winna i mam nadzieje, ze dziewczyny, które poswieciły godziny rozmow na ciebie tez nie...
bo to TY musisz chciec a kazdy jest dla siebie sam najwazniejszy

Odpowiedz
Gość 2010-01-23 o godz. 02:18
0

focia napisał(a):AGA_M napisał(a):Rena... dzieki ze mnie rozumiesz, moze nie do konca.. bo moje problemy zaczely sie jeszcze dlugo za nim urodzila sie Natka... myslalam ze gdy wyjde za mąz urodze dziecko problemy z przeszlosci odejda, ale one tylko stanowily podloze do rozwoju dalszych... ktore sa klodami na drodze do szczescia...
Aga, poprosiłaś o zamknięcie poprzedniego watku - widocznie było Ci z nim niewygodnie/rozwiązałaś swoje problemy/było za dużo negatywnych opinii/stwierdziłas że jednak nie chcesz się dzielić z nami swoimi problemami - nie wiem która z tych opcji jest prawdziwa, może jeszcze jakas inna?

Po co jednak zaczynasz od nowa?
to było kierowane do Reni...

juz skończyłam

Odpowiedz
focia 2010-01-23 o godz. 01:00
0

AGA_M napisał(a):moje problemy zaczely sie jeszcze dlugo za nim urodzila sie Natka... myslalam ze gdy wyjde za mąz urodze dziecko problemy z przeszlosci odejda, ale one tylko stanowily podloze do rozwoju dalszych... ktore sa klodami na drodze do szczescia...
Aga, poprosiłaś o zamknięcie poprzedniego watku - widocznie było Ci z nim niewygodnie/rozwiązałaś swoje problemy/było za dużo negatywnych opinii/stwierdziłas że jednak nie chcesz się dzielić z nami swoimi problemami - nie wiem która z tych opcji jest prawdziwa, może jeszcze jakas inna?

Po co jednak zaczynasz od nowa?

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-01-22 o godz. 13:29
0

Aga, ja w jednej zasadniczej kwestii się nie zgadzam. W kwestii sensacji. Napisałam to już tu kiedyś. Ja za chwilę zamknę laptopa, tak samo jak wiele z nas - użytkowników forum. Wiele osób wyłączy komputer i położy się spać. Wróci do swoich spraw, swoich problemów, smutków i radości. Tu nie ma miejsca na tanią sensację. Nie obchodzi tak naprawdę nikogo jaki będzie koniec, bo każdy układa swoją historię i tylko czasami zahacza o cudze, aby pognać dalej. Wrzuci swoje trzy grosze, ale tym się nie żywi. To nie ta liga.

Mi tam nie zależy na wywołaniu poczucia winy itp. Ja bym szczerze chciała, abyś otrząsnęła się z marazmu. Tylko moje "chcenie" kompletnie nic nie znaczy. Ja mogę wysyłać kolejne litery w eter... ktoś może przyznać mi rację, a ktoś nic nie odpisać. To nieważne. Ważne jest tylko to, co się dzieje w realnym życiu.

Odpowiedz
Gość 2010-01-21 o godz. 23:12
0

Zła kobieta napisał(a):Dlaczego piszę ten post? Bo kilka innych trafiło właśnie na śmietnik, a ja się chyba nie umiem do końca z tym pogodzić. Nie lubię, kiedy czyjeś słowa traktuje się jak wycieraczkę, chociaż sama też stąd coś wywaliłam. Tylko nie wtedy, kiedy ktoś ustawicznie wyciągał rękę i nie z powodu własnego ego, tylko osoby, która wparowała na Forumę. Mniejsza jednak z tym, to nie post o mnie.

ok, wiem, że to o mnie :(
jak juz pisałam Tobie i moderatorce... nie chce by moje zycie stało sie sensacją, że niektóre osoby czytaja jak jakąś ksiazke i co chwile wchodza na watek sprawdzic czy jest ciąg dalszy... jak sie skonczy ta historia? czy juz sie zabiła? czy odeszła od męża? taki chcecie scenariusz? albo czy moze sie opamietala, wyleczyla...
powiem wam jak sie skonczy...happy endem...
bohaterka, czyli ja ... nie zabije sie, nie odejdzie od męża... urodzi jeszcze bliźniaki, a potem może jescze jedno dziecko... poradzi sobie ze wszystkim w pracy, moze nawet awansuje..., a w domu bedzie wspaniala żona i matką spedzajaca cale wieczory i weekendy z dziecmi a noce będa cudowne z mężem...
taka chcecie historie? nie ma to jak happy end...

czy tak trudno zrozumiec ze to boli, boli gdzies tam..w sercu, duszy, w głowie....

Zła kobieto twoje posty nie poszły na smietnik, mam je w głowie, i bardzo dziękuje ze wyciąglas do mnie dloń z pomocą
Rena... dzieki ze mnie rozumiesz, moze nie do konca.. bo moje problemy zaczely sie jeszcze dlugo za nim urodzila sie Natka... myslalam ze gdy wyjde za mąz urodze dziecko problemy z przeszlosci odejda, ale one tylko stanowily podloze do rozwoju dalszych... ktore sa klodami na drodze do szczescia...

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie